19.07.2014

Rozdział XV: Opowieść Wraitha

Dobra, jest rozdział, a w nim historia Wraitha.
Opisana bardzo krótko, ale mam nadzieję, że się spodoba.
Następny rozdział będzie dopiero w sierpniu, bo wyjeżdżam, Słoneczka. Wasza autorka będzie ćwiczyć yogę na plaży xD
Tak więc pozdrawiam i życzę miłego czytania ^.^

-------------------------------------------------------------

          - Skąd to wiesz? - zapytał zaintrygowany Wraith. Robin usiadła przy kratach i odpowiedziała, że rodzice jej o tym mówili. Kiedy zapytał skąd oni o tym wiedzieli, odparła mu wesoło:
 - Oni należeli do Pierwszej Linii Oporu - wyjaśniła. - Znali Erica i Lenę Spectrum, którzy ją utworzyli. Oni oraz kilkunastu innych ludzi jako pierwsi zaczęli sprzeciwiać się lordowi protektorowi. Miałam dwanaście lat, kiedy ich zabito, ale wcześniej powiedzieli mi, że państwo Spectrum mieli przybranego syna, Wraitha - tu Robin się uśmiechnęła, patrząc na blondyna. - Zabito ich dzień po twoim założeniu Ruchu Oporu. Co właściwie cię do tego skłoniło? Podobno nie miałeś pojęcia o działalności rodziców.
 - Nie miałem - przytaknął Wraith, zamykając oczy i siadając na pryczy. - Dowiedziałem się o tym wszystkim z notatek ojczyma. Mogę ci o tym opowiedzieć, jeśli chcesz.
 - Proszę - zachęciła go z uśmiechem. - Bardzo mnie to ciekawi, a my mamy dużo czasu.
 - Zaczęło się w dniu moich szesnastych urodzin - zaczął Wraith z westchnieniem. Dziwnie się poczuł, wiedząc, że zaraz otworzy się przed kimś po raz pierwszy od śmierci opiekunów. - Rodzice przygotowali dla mnie przyjęcie, chcieli uczcić moją dorosłość, ale zanim zdmuchnąłem świeczki na torcie do domu wpadło dwóch uzbrojonych strażników. Zanim zdążyłem cokolwiek zrobić, mama pchnęła mnie na podłogę i tym samym uratowała mi życie. Żołnierze protektora bez ostrzeżenia zaczęli strzelać do moich rodziców. Padli tuż obok mnie z krwawiącymi głowami i wypływającymi rozharatanymi przez pociski wnętrznościami. Nie mogłem oddychać i w końcu zacząłem płakać. Strażnicy znaleźli mnie. Przez chwilę miałem tylko nadzieję, że i mnie zastrzelą, a potem nagle chciałem żyć. Stwierdzili, że jestem nieletni i wyszli z domu. Przerażony pobiegłem za nimi, pytając czemu nas zaatakowali. Odpowiedzieli mi tylko: “Twoi rodzice to spiskowcy. Tak traktuje się zdrajców lorda protektora. Ty jesteś dzieckiem, więc zostałeś oszczędzony, ale gdy tylko skończysz szesnaście lat czeka cię ten sam los.” Nie wiem czemu, ale natychmiast wyjawiłem im, że jestem dorosły. Błagałem w duchu żeby mi uwierzyli i widać życzenia urodzinowe się spełniają, bo prawie natychmiast we mnie wycelowali. Kopnąłem obu w żebra i wróciłem biegiem do domu. Minąłem martwych rodziców, kierując się do gabinetu ojca. Wcześniej nie mogłem tam wchodzić, więc byłem bardzo zaskoczony, kiedy zobaczyłem mnóstwo książek i starych zwojów, a także dużo broni. Spojrzałem w róg, gdzie postawiony był miecz. Masywny, czarny miecz. Coś mi w sercu drgnęło, kiedy wziąłem go do ręki. Nie chciałem żeby żołnierze znaleźli ten pokój, więc wyszedłem stamtąd tak, żeby mnie nie zauważyli. Spojrzałem jeszcze raz na rodziców i zaatakowałem strażników. Bronili się, ale ich pokonałem. Zupełnie jakby miecz sam mną kierował. Kiedy byli już martwi, rzuciłem miecz i poszedłem na tył domu ze szpadlem, żeby wykopać cztery mogiły. Pochowałem i rodziców, i żołnierzy, którzy zabili mi rodzinę. Świeczki na torcie wciąż płonęły, więc zdmuchnąłem je życząc sobie, żeby nikomu więcej się to nie przydarzyło. Tego samego dnia poszedłem do miasta, szukać swojego przyjaciela ze stajni. Poszedłem do stadniny, ale jedyne co tam zastałem to spłoszone konie i trup przyjaciela. Wyszedłem wściekły i załamany. Chciałem wrócić do domu, tylko że po drodze zobaczyłem jak sprzedawca chleba, wrzeszczy na czternastoletniego chłopca, który się bronił. Mężczyzna zarzucał mu kradzież, ale dzieciak przysięgał, że choćby nie wiem jak był głodny to nigdy niczego nie ukradnie. Sprzedawca chciał mu odciąć rękę nożem. Kiedy patrzyłem na tego chłopca, wiedziałem, że jest niewinny. Podszedłem tam szybko, rzuciłem pieniądze na blat i zabrałem dzieciaka ze sobą. Był mi tak wdzięczny, że obiecał zrobić wszystko, byleby mi pomóc. Nie chciałem go narażać, więc odmówiłem i kazałem mu wracać do rodziców. Powiedział mi wtedy, że jego rodzice nie żyją, bo ich rozstrzelano. Przysiągłem sobie, że nigdy więcej nie chcę czegoś takiego słyszeć i postanowiłem kontynuować dzieło rodziców i założyłem Ruch Oporu. Chłopak zgodził się mi pomagać, choćby miał za to zginąć. Obiecałem mu, że na to nie pozwolę, a on uśmiechnął się wtedy tak radośnie jakby słońce dopiero co wzeszło. Wyglądał naprawdę niewinnie i uroczo; zawsze go takiego zapamiętam. Chociaż teraz jest poważnym, odpowiedzialnym mężczyzną w mojej świadomości zawsze będzie roześmianym, radosnym czternastolatkiem o krótkich, nastroszonych włosach i oczach zielonych jak świeża trawa. Gus Sepulcher już do końca życia będzie tym optymistycznym dzieciakiem, któremu pomogłem pięć lat temu… To z grubsza cała historia… - zakończył z uśmiechem, znowu widząc przed oczami wyobraźni radosnego, czternastoletniego przyjaciela, który teraz pracował ciężko żeby mu pomóc. Robin sięgnęła przez kratę i chwyciła go za rękę.
 - Trafiłeś tutaj, bo zdradziłeś bardzo ważne informacje, prawda? - spytała cicho, a on popatrzył na nią i skinął głową. - Zdradziłeś Ruch Oporu, chociaż to ty go założyłeś - stwierdziła nieco oburzonym tonem, ale tak naprawdę nie była zdenerwowana.
 - Wiem o tym. Nie sądziłem, że to zdrajcy - mruknął ponuro, czując kłucie winy w piersi. – To mnie nie usprawiedliwia, ale moi przyjaciele są teraz w poważnym niebezpieczeństwie. Muszę ich uratować.

 - Pomogę ci, Wraith - obiecała Robin entuzjastycznie, a blondyn zapytał tylko ile ma lat. Powiedziała mu, że jest już dorosła i może podejmować ryzyko, jakie wiąże się z działalnością w Ruchu Oporu. Chłopak zgodził się na to i uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.