14.10.2014

Rozdział XVIII: Tożsamość Blacka

Oto przed Wami kolejny rozdział króliczki ^.^
Tym razem opis zdobycia Rdzenia Wody i malutka nieprzyjemność ze strony Masona.
Zapraszam, kochani :*

---------------------------------------------------------------

         W ciszy panującej w Przesmyku Upiorów Mason słyszał doskonale cichy oddech Shine i bicie własnego serca. Powietrze było gęste i jakby zamglone, lecz wciąż można było wszystko zobaczyć bez przeszkód. Wierzchowiec chłopaka jechał powoli, a echo uderzeń kopyt odbijające się między skałami, wydawało się dźwiękami wody kapiącej w jednej z jaskiń. Shine wpatrywała się w plecy przyjaciela, zbierając w sobie odwagę, by się odezwać. Kiedy wreszcie miała zadać nurtujące ją pytanie, Mason westchnął ciężko i zatrzymał konia.
 - Co się stało? - spytała dziewczyna, chociaż wcale nie o to chciała zapytać. Chłopak spojrzał na nią i uśmiechnął się.
 - Nic wielkiego - odparł luźnym tonem, po czym znowu ruszył. Jechali chwilę w milczeniu, a on ponownie się odezwał: - Shine… chciałbym cię przed czymś ostrzec.
 - Przed czym? - zaciekawiła się brunetka, zrównując się z nim w trakcie jazdy. Jego przymknięte oczy mówiły jej, że to coś poważnego i powinna posłuchać wszystkich wskazówek jakich chłopak zamierzał jej udzielić.
 - Przed wilkołakami. Jest ich tu mnóstwo, ale jeden z nich jest wyjątkowo groźny…
 - Jak on wygląda?
 - Ma czarną sierść, bardzo długie kły, czerwone ślepia - opisał krótko potwora brunet i dodał: - Ale jego głównym znakiem rozpoznawczym jest trójkąt wypalony na łopatce. Nie ma problemu z dostrzeżeniem go, więc jeśli coś cię napadnie i to będzie ten wilkołak, atakuj bez wahania. Zabij go na miejscu. Przebij włócznią jego serce, nie przejmuj się jego wyciem, skomleniem ani tym co być może potem nastąpi. Kiedy tylko go zranisz, uciekaj jak najdalej. Jak najszybciej możesz…
 - A ciebie ze mną nie będzie? - spytała zdziwiona Shine. Przecież on jej nie zostawi, prawda? W końcu Wraith wydał rozkazy, a Mason nie może ich złamać. Albo może? Przecież to Mason Black, wielka szycha czarnego rynku, która ma gdzieś zasady i to co mówią inni. Shine przełknęła ślinę i popatrzyła na przyjaciela wyczekująco. Brunet uśmiechnął się smutno.
 - Prawdopodobnie nie… Chciałbym coś załatwić i muszę cię zostawić - powiedział ponuro. Miał nadzieję, że dziewczyna się nie obrazi za tę nagłą wiadomość, że noc spędzi sama bez ochrony. Spojrzał na nią przepraszająco, zaciskając usta. Shine chwilę trawiła tę wiadomość, po czym powoli kiwnęła głową.
 - No… dobrze. Ale rano wrócisz, tak? - upewniła się drżącym głosem, na co Mason wybuchł śmiechem i pokiwał głową.
 - Jasne, że tak! Nie zostawię cię tutaj bez opieki na nie wiadomo jak długo… chyba, że oczywiście ten wilkołak cię napadnie i uciekniesz. Wtedy cię nie znajdę i będziesz musiała wezwać Jesse’ego albo Shade’a. Weź mój komunikator.
         Podał jej zegarek. Zapięła go sobie na nadgarstku i spojrzała na ekran. Zdziwiło ją to, że zdjęcia wszystkich są podświetlone, ale ikona Gus’a jest czarna. Pokazała to Masonowi, który zaklął siarczyście i zamyślił się. “Gus, w coś ty się wpakował? I gdzie był Wraith, kiedy wpadłeś w kłopoty?”, zastanawiał się brunet, zaciskając zęby. Shine przerwała jego rozmyślania.
 - Kim była Ewen? - spytała szybko, chcąc odwrócić wzrok zanim na nią spojrzał, jednak on podniósł oczy nim skończyła mówić. Jego źrenice rozszerzyły się, a niebieskie tęczówki stały się ledwo widoczne. Zacisnął usta i pięści tak mocno, że aż pobielały, a paznokcie przebiły skórę po wewnętrznej stronie jego dłoni. Kilka kropel krwi spłynęło mu po palcach, a potem Mason rozluźnił się i odetchnął.
 - Ewen była moją narzeczoną… - powiedział szeptem. Shine zagryzła wargę. Była pewna, że go uraziła, ale on nie pokazał po sobie nic takiego, tylko dalej kontynuował. - W zeszłym roku na urodzinach Wraitha oświadczyłem się jej, a ona się zgodziła. Ustaliliśmy datę ślubu, ale poszła na patrol… i ją zabili. Nie zapomnę jak podrzucili nam jej ciało. Gdyby nie Shade prawdopodobnie nie byłoby mnie tutaj.
 - Próbowałeś się zabić? - spytała Shine, lecz on pokręcił głową.
 - Nie do końca. Zrobiłem coś co mogło mnie zabić, ale nie musiało.
 - A co takiego?
 - Nieważne. Ważne, że żyję. Jedźmy dalej, zatrzymamy się przy rzece. Muszę się zamoczyć, potrzebuję wody.
         Shine nie drążyła dłużej tego tematu, widząc, że Mason nie ma ochoty więcej odpowiadać. Podróżowali dalej w milczeniu, aż do końca przesmyku, gdzie płynęła wartka rzeka. Był tam również mały wodospad. Mason rozsiodłał konia i pozwolił mu się luźno paść. Shine zrobiła to samo, po czym poszła do rzeki się napić wody. Black zdjął marynarkę, koszulę i spodnie i wskoczył do wody. Podszedł pod wodospad, odrzucając głowę do tyłu. Mokre włosy wydłużyły się nieco, ale wciąż były krótkie za to już nie tak potargane. Woda spływała po jego bladej skórze. Shine zapatrzyła się na niego. Dopiero teraz zobaczyła, że chłopak jest bardzo dobrze zbudowany i doskonale widać zarysy jego mięśni. Westchnęła rozmarzona, ale prawie natychmiast się opanowała, kiedy zobaczyła na łopatce chłopaka trójkąt.
 - Mason! - krzyknęła. Chłopak odwrócił się do niej zaskoczony, po czym spojrzał na słońce, które właśnie zaszło. Zamiast niego na niebo wstąpił jasny, pełny księżyc. W jego oczach rozbłysły iskry szaleństwa, a kły się wydłużyły.
 - Shine, uciekaj! - wrzasnął zanim upadł na kolana, przeszywany na wskroś bólem tysiąc razy większym niż uderzenia tonowego młota w kręgosłup. Wszystkie mięśnie chłopaka naprężyły się niebezpiecznie, tak bardzo, że skóra na jego ciele zaczęła pękać. Jednak nie płynęła krew tylko woda. Pod pierwszą warstwą naskórka była druga, grubsza skóra pokryta rzadką, długą, czarną sierścią. Źrenice Masona zwęziły się do zera, a tęczówki zmieniły kolor na krwistoczerwony jak u Shade’a. Ramiona i nogi chłopaka pogrubiały i pokryły się sierścią, paznokcie poczerniały i wydłużyły się w mocne, ostre pazury, które z pewnością rozorałyby skórę nosorożca bez większego problemu. Z jego gardła wydobył się wściekły charkot. Kiedy zwrócił na dziewczynę wygłodniały wzrok, Shine poderwała się i rzuciła się między skały przesmyku. Wilkołak zawył, po czym skoczył za nią.
         Brunetka biegła po luźnych kamieniach, co chwila potykając się i przewracając. W jednej ręce ściskała trzon włóczni, a drugą ocierała spocone czoło, zostawiając na nim ślady krwi, która płynęła z rozciętej przez gruz skóry dłoni. Nagle przyszedł jej do głowy pomysł. Wbiła włócznię wysoko w skałę i podciągnęła się w górę. Opierając się dłońmi o ścianę, stanęła chwiejnie na włóczni, mając nadzieję, że jest poza zasięgiem przyjaciela-wilkołaka. Jednak się pomyliła. Kiedy tylko potwór dobiegł do miejsca, w którym Shine wspięła się na skałę, powęszył chwilę, po czym skoczył w górę. O mały włos nie zanurzył zębów w nodze dziewczyny, która krzyknęła i podciągnęła się jeszcze wyżej, pozostawiając swoją jedyną broń daleko pod sobą. Dłonie i kolana bolały ją od obtarć i ran, lecz dążyła cały czas w górę by uniknąć pewnej śmierci w kłach Masona. Nie wiedziała czy ucieka, bo boi się zginąć czy też ze względu na przyjaciela, który zapewne po odzyskaniu normalnej postaci, obwiniałby się i popełniłby samobójstwo. Serce waliło jej w piersi, jakby miało ochotę wyskoczyć i nadziać się prosto na ostre zęby wilkołaka. Potwór jak się okazało zachował spryt Masona, ponieważ wbiegł na ścieżkę i w ciągu kilku minut znalazł się na szczycie przesmyku. Shine zatrzymała się w połowie ściany, by nie zbliżać się za bardzo ani do dna wąwozu, ani do szczytu. Przycisnęła się do zimnej skały i odetchnęła głęboko.
 - Nie przeżyję tej nocy… - jęknęła do siebie, słysząc nad sobą dyszenie potwora. - Nie dam rady… potrzebuję pomocy… Wiem!
         Uważając żeby nie stracić równowagi, nacisnęła na komunikatorze guzik łączenia z ostatnim rozmówcą. Rozległ się krótki sygnał łączenia, po czym usłyszała głos Shade’a.
 - May, co jest…? O, to ty Shine! Czemu ty? - zdziwił się Prive.
 - Mam kłopoty… Mason jest wilkołakiem i właśnie usiłuje mnie zabić - wydyszała, zerkając w górę. Potwór wciąż tam stał i patrzył na nią czerwonymi ślepiami.
 - Myślałem, że jesteś odważna! - wtrącił się Azan, zaglądając białowłosemu przez ramię. - Skop mu zad i uciekaj.
 - Jestem odważna, młotku! Ale nie głupia - warknęła do bruneta przez zaciśnięte zęby.
 - Dobra, nie odzywam się już…
 - I dobrze, Azan - mruknął Shade, przymykając oczy. - Co ja ci mogę poradzić? Musisz siedzieć na tej skale do rana, aż znowu się przemieni.
 - Dobra, to kończę. Dzięki za pomoc - westchnęła Shine, rozłączając się. Gdyby nie to, że była przestraszona, zmęczona i poraniona, zaczęłaby się wściekać na Prive’a. Zerknęła w górę, po czym osunęła się kawałek w dół. Wilkołak czekał na to i natychmiast skoczył w dół. W chwili gdy potwór wylądował na ziemi, Shine wyrwała swoją włócznię ze skały, która zaczęła walić się na potwora. Dziewczyna uciekła w bok, upadając skulona na ziemię, osłaniając głowę rękoma. Zacisnęła zęby w obawie, że Masonowi stanie się nieodwracalna krzywda, ale wiedziała, że nie miała wyjścia, jeśli chciała przeżyć. Była pewna, że nie utrzymałaby się długo na ścianie. Usłyszała żałosny skowyt wilka, ale nie odwróciła się. Dopiero gdy kamienie przestały się toczyć i kruszyć, brunetka wstała, by spojrzeć na efekt swojego planu. Wilkołak leżał przygnieciony skałami, poruszając nieznacznie łapami, a w jego oczach malował się ból.
 - Mason, przepraszam cię - szepnęła głaszcząc go po głowie. Przez sekundę wilkołak szczerzył kły i chciał ją ugryźć jednak odezwała się w nim maleńka część człowieka, którym był wcześniej. Zamknął pysk i pozwolił się głaskać. Dawało mu to pewną radość. Shine siedziała przy nim całą noc.

         Około szóstej nad ranem księżyc schował się za horyzont i pojawiło się słońce. Wilkołak rozbłysnął jasnym światłem, a po chwili na jego miejscu leżał Mason. Chłopak otworzył oczy i popatrzył na przyjaciółkę, która spała oparta o jego ramię.
 - Jak mi łeb nawala… - jęknął, siadając i przecierając oczy. Bolała go nie tylko głowa, ale także plecy i kostka. Próbował sobie przypomnieć, co działo się w nocy, lecz nie mógł. Jak zawsze nie pamiętał nic po przemianie. Ostatni obraz w jego głowie to Shine, rzucająca się do ucieczki.
 - Shine! - mruknął, potrząsając przyjaciółką. Dziewczyna nie poruszała się, więc przez chwilę chłopak bał się, że ją zabił, jednak ona obudziła się po dwóch minutach.
 - Mason, jak się czujesz? - spytała cicho, przecierając oczy. Chłopak ucieszył się niewyobrażalnie i rzucił się jej na szyję. Ścisnął ją bardzo mocno, śmiejąc się i płacząc z radości.
 - Nawet nie wiesz jak mi dobrze! - zawołał rozanielony. - Tak mi lekko, że oboje żyjemy, że wiesz kim jestem, że udało ci się mnie oswoić. Jak to zrobiłaś?
 - Ja nawet nie wiem - uśmiechnęła się Shine, odpychając go delikatnie od siebie. - Nie wydaje mi się, że to moja zasługa. I tak chciałeś mnie zaatakować, ale nie zrobiłeś tego. Twoje człowieczeństwo…
 - Proszę, nie truj o człowieczeństwie ani o silnej woli… Starczy mi, że Gus się bawił w mojego psychologa.
 - On wiedział? - zdziwiła się dziewczyna. - Myślałam, że nikomu o tym nie mówiłeś.
 - Jak mogłem mu nie mówić skoro on też był świadkiem mojej przemiany? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
 - I go nie zaatakowałeś? Mnie chciałeś zabić…
 - Nie wiedziałem, że mnie widzi. Dopiero po pełni powiedział, że wie wszystko. Nawet nie wiesz, jak się cieszę. Nie pogryzłem cię, a wydaje mi się, że mógłbym cię zamordować.
 - Skończmy ten temat - poprosiła Shine, widząc, że chłopak ledwo powstrzymuje łzy radości. - Chodźmy szukać Rdzenia.
 - Miałaś przejąć energię wody, prawda?
 - Tak mi się wydaje. Dlaczego pytasz?
 - Widziałem szafir na szczycie tej skały. Zanim się zmieniłem… błyszczał tam, ale nie chciałem tam iść zanim się przemieniłem. Bałem się, że nie zdążmy zejść.
 - Chodźmy, May.
 - Racja, trzeba się pospieszyć jeśli chcemy pomóc Gus’owi.
         Przyjaciele wrócili nad rzekę, gdzie znaleźli swoje konie. Shine zdziwiła się, że nie uciekły, spłoszone przez wilkołaka, na co Mason odpowiedział jej, że są specjalnie przygotowane do takich sytuacji. Żeby jeźdźcom nic się nie stało, gdy coś ich zaatakuje. Chłopak szybko osiodłał konie. Oboje wskoczyli w siodła i ruszyli galopem na szczyt skały, gdzie zobaczyli lśniący, granatowy kamień.
         Shine otworzyła szeroko oczy i prawie rozpłynęła się z zachwytu nad pięknem drogocennego klejnotu. Mason zszedł z konia i podał przyjaciółce rękę, pomagając jej zejść z wierzchowca. Uśmiechnęła się do niego, po czym ruszyła powoli w stronę szafiru. Jej oczy błyszczały z podniecenia, prawie tak samo jak klejnot w ciepłych promieniach słońca. Światło przechodziło przez kamień, rzucając na ziemię granatowe błyski, padające czasami na dwójkę przyjaciół. Mason stał przy koniach i patrzył za Shine, która zbliżyła się do szafiru i miała go już na wyciągnięcie ręki. Sięgnęła, lecz w tym momencie zaczął dąć niesamowicie silny wiatr. Ponieważ dziewczyna była dość szczupłą i drobną osóbką, jeden silniejszy podmuch wystarczył, by zepchnąć ją na sam skraj urwiska. Przewróciła się i prawie stoczyła po zboczu, lecz na szczęście Mason zdążył szybko zareagować i doskoczył do niej zanim spadła. Złapał ją mocno za nadgarstek i odciągnął od urwiska. Wiatr nadal wiał jak wściekły, usiłując zrzucić przyjaciół, by nie pochwycili klejnotu, jednak Mason oparł się jego sile. Pochylając głowę i trzymając Shine za ramiona, doszedł do szafiru i oddzielało ich od niego zaledwie trzydzieści centymetrów. Dziewczyna odwróciła głowę, wtulając twarz w ramię przyjaciela i wyciągnęła rękę po kamień. Chwyciła go pewnie, a w tej samej chwili wiatr ucichł. Black puścił dziewczynę i usiadł na ziemi, starając się złapać oddech, zaś Shine wpatrywała się chwilę w klejnot, który nagle zamienił się w błękitną mgłę i wpłynął jej do ust, jednocześnie napełniając ją całą energią Rdzenia Wody. Jej liliowe oczy wyglądały jakby wypełniły się wodą; szalejącym sztormem. Uśmiechnęła się radośnie i zwróciła ku Masonowi, który wyciągnął do niej ręce. Ujęła jego dłonie w swoje, patrząc na niego rozradowana. Stali tak przez kilkanaście minut, wpatrując się w siebie, po czym chłopak stwierdził, że powinni wracać do kryjówki i sprawdzić, co się stało z Gus’em.