To pierwsza notka, więc ostrzegam, że nie powinniście się zbyt wiele spodziewać, jak to zwykle bywa.
Rzadko pierwsze rozdziały są interesujące, ale bardzo się starałam, żeby ten był.
Jeśli się spodoba, zostawcie po sobie komentarz, choćby i krótki. Długimi też nie pogardzę, zwłaszcza jeśli znajdzie się w nich konstruktywna krytyka i co jakiś czas zachęcająca pochwała.
Serdecznie zapraszam i miłego czytania : )
Prolog
Wszedłem do sali i usiadłem za biurkiem, spoglądając z uśmiechem na moją klasę. Uczniowie siedzieli w swoich ławkach, oczekując kolejnej nudnej lekcji historii. Większość z nich, leżała oparta o blaty i patrzyła z tęsknotą za okno, zapewne marząc, aby się wyrwać ze szkoły. Niektórzy byli niesamowicie zafascynowani tylnymi okładkami swoich zeszytów i bazgrali po nich zawzięcie - wolałem nie dociekać, jakie dzieła sztuki tam powstają. Tylko kilka osób było skupionych na mojej osobie.
Przez twarz przebiegł mi uśmiech, bo przypomniało mi się, że mniej więcej tak wyglądały lekcje, gdy ja chodziłem do szkoły. Zastanawiało mnie, jak bardzo zaskoczę swoich uczniów - tym razem miałem dla nich niespodziankę.
- Dzień dobry, dzieciaki - przywitałem się z nimi, a oni odpowiedzieli mi niemrawo. Zawsze witali mnie z takim entuzjazmem. Te dzieciaki mnie dobijały, a mimo to i tak kochałem z nimi pracować. - Dzisiaj nie będziemy rozmawiać o wojnach napoleońskich.
Po sali rozszedł się pomruk zdziwienia, ale i zadowolenia. Większość uczniów wyprostowała się zaciekawiona. Uśmiechnąłem się szeroko na taką aprobatę.
- Opowiem wam pewną historię, która powinna was zainteresować. Jest o szóstce młodych ludzi, takich jak wy, zmęczonych szkołą i rodzicami, znudzonych życiem, bo nic się nie dzieje i mających własne, przyziemne problemy, którzy dwadzieścia lat temu trafili do podziemnej krainy zwanej Lasem. W Lesie panował wówczas protektor, lord Aberforth Besson, a jego władzy sprzeciwiała się jedynie garstka ludzi, którzy nazwali się Ruchem Oporu. Ta mała, aczkolwiek ekscytująca wycieczka, całkowicie i na zawsze zmieniła życie tych dzieciaków. Ale lepiej będzie, jeśli posłuchacie całej historii od końca do początku.
Klasa zaśmiała się cicho i poprosiła, abym już opowiadał. Nigdy nie widziałem ich tak skupionych na żadnej lekcji, więc szybko zacząłem.
Rozdział I
Kiedy Azan był mały, mama opowiadała mu o sześciu potęgach świata. Były nimi: ogień, woda, powietrze, ziemia, światło oraz ciemność. Sześć żywiołów, panujących nad wszystkim innym. Kiedy miał około pięciu lat te opowieści fascynowały go, lecz kiedy stał się nastolatkiem, a jego mama umarła, zaczęło go to nudzić. Nie wierzył już w magię, lecz rozmowa z dyrektorem szkoły pierwszego listopada tamtego roku całkowicie zmieniła jego podejście do niezwykłych rzeczy. Przypomniała mu, że nawet w najnudniejszym dniu życia czai się odrobina magii.
Poszedł do szkoły ubrany w swój ulubiony czarny podkoszulek, ciemnozieloną, niezapinaną koszulę i dżinsy. W liceum ludzie bardzo go lubili i szanowali, ale chłopak nie wiedział, czy to ze względu na bogatego ojca, czy też przez jego nieprzeciętny wygląd. Większość dziewcząt w szkole wzdychała za każdym razem, kiedy przechodził obok. Wiedział, że jest popularny wśród żeńskiej części uczniów, ale nie zwracał na to większej uwagi. Był dość wysokim nastolatkiem o drobnym, szczupłym ciele, ale silnym i dobrze zbudowanym. Miał długie do ramion, roztrzepane, czarne włosy; duże, bursztynowe oczy i łagodną, trójkątną twarz. Lubił się uśmiechać, chociaż od śmierci mamy nie robił tego zbyt często. Pani Konoe była piękną, młodą kobietą, kiedy umarła – miała zaledwie trzydzieści lat. To po niej Azan odziedziczył kolor oczu i włosów; kształt twarzy miał po ojcu, którego nie widział od czterech lat, czyli dokładnie od pogrzebu mamy.
Chłopak mieszkał sam w dużym, drewnianym domu, urządzonym w japońskim stylu. Nie lubił przepychu i wolał skromne miejsca oraz meble, dlatego nie przeprowadził się do rodzinnej willi na Florydzie. Miało to też związek z jego macochą, za którą zbytnio nie przepadał. Posiadał dużą inteligencję, spryt i niebywałą zwinność. Techniki walki stylem ninja zawsze były jego pasją - chodził na treningi odkąd skończył cztery lata. Zawsze traktował to jak jedyną odskocznię od realnego świata, w którym nie czuł się za dobrze.
- Azan Konoe proszony jest o podejście pod gabinet dyrektora jak najszybciej! Dziękuję! - rozległ się znudzony głos sekretarki szkolnej, kiedy Azan oraz jego klasowi koledzy siedzieli pod salą, czekając na spóźnionego już nauczyciela.
Chłopak spojrzał żałośnie na głośnik, wiszący na ścianie, i westchnął ciężko. Zastanawiał się, co takiego zrobił, że dyrektor wzywa go do siebie. Jego koledzy popatrzyli na niego zaskoczeni, ponieważ Azan był prymusem i wzorowym uczniem - nigdy nie pakował się w kłopoty i zawsze wykonywał polecenia, choć czasami nie tak, jak życzyli sobie tego dorośli. Miał własne spojrzenie na pewne sprawy.
Czarnowłosy wzruszył ramionami i poszedł w stronę gabinetu dyrektora, poprawiając torbę na ramieniu. Minął po drodze, pędzącego do sali profesora biologii. Przymknął oczy i szedł powoli, zdając się na słuch. Nie wszyscy jednak byli tak ostrożni jak on. W pobliżu sekretariatu Azan zderzył się z nieco niższą od siebie dziewczyną. Zmierzyła go spojrzeniem liliowych, zmrużonych oczu i odgarnęła z twarzy krótko przycięte włosy o odcieniu granatowej czerni. Miała w sobie coś dzikiego, choć wyglądała łagodnie, a błysk w bystrych oczach ostry i pogardliwy.
- Wybacz, nie zauważyłem cię - mruknął Azan, wstając z podłogi.
- Zorientowałam się, kiedy twoja twarda czaszka prawie złamała mi nos - warknęła pod nosem dziewczyna, odwracając wzrok. Wstała, pozbierała książki i odeszła szybkim krokiem. Azan popatrzył za nią zaskoczony, po czym uśmiechnął się szeroko z rozbawieniem. Jeszcze nigdy nie spotkał nikogo tak zimnego i aroganckiego poza nim samym.
Minął jeszcze tylko jeden zakręt i znalazł się pod gabinetem dyrektora. Przez pół minuty znowu zastanawiał się, co mógł zrobić takiego, żeby wzywać go do dyrektora. Ponieważ nic rozsądnego nie przyszło mu do głowy, wzruszył ramionami i zapukał do drzwi. Po dwóch minutach niecierpliwego przestępowania z nogi na nogę, Azanowi otworzył wysoki błękitnooki mężczyzna o czarnych włosach, przeplatanych srebrnymi nitkami siwizny. Miał ostro zakończony, długi nos z niewielkim garbem i bardzo sympatyczny uśmiech. Jednak jego ostre rysy twarzy, mówiły, że nie można z nim żartować, jeśli on tego nie zechce, ani pozwalać sobie na zbyt dużo.
- Dzień dobry, Konoe - uśmiechnął się uprzejmie mężczyzna, wpuszczając bruneta do gabinetu. Chłopak rozejrzał się. Naprzeciwko drzwi postawiono biurko z mahoniu, a za nim duże okno otwarte na oścież, wpuszczające promienie późnojesiennego słońca. Zasłony wiszące po obu stronach framug miały kolor ciemnej pomarańczy, ściany były w barwie słonecznika, a nad drzwiami wisiał obraz, przedstawiający jakiś słoneczny las, w którym stała mała dziewczynka o zielonych oczach i włosach. Azan nie potrafił powstrzymać uśmiechu oraz pewnego rodzaju wzruszenia, kiedy patrzył na obraz.
- Siadaj, synu - dyrektor skinął głową na chłopaka, wskazując mu fotel obity w ciemną skórę. Azan usiadł, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Zawsze, kiedy nie wiedział o co chodzi, stawał się bardzo podejrzliwy i ostrożny w działaniach. Wywołało to drugie małżeństwo ojca, które nauczyło nastolatka, że nie wszyscy ludzie są dobrzy. Jego macocha, okazała się podłą, ale sprytną kobietą, która nie potrafiła zdobyć sympatii swojego pasierba. Mimo wszystko Azan nie narzekał. Głównie z powodu tego, że jego ojciec był szczęśliwy, a kobieta mieszkała razem z nim w innym stanie i Azan nie musiał jej oglądać zbyt często.
- Czy wezwał mnie pan w jakiejś konkretnej sprawie? - spytał spokojnie chłopak, uważnie obserwując każdy krok mężczyzny.
- Proszę, mów mi George - uśmiechnął się dyrektor, a Azanowi coś przekręciło się w żołądku. "No, co za dzień?! Ja i dyrektor po imieniu? Świat zwariował!”, pomyślał z lekkim przestrachem brunet.
- Dobrze… George. Coś się stało? - dopytywał się dalej, chociaż imię dyrektora ledwo przecisnęło mu się przez gardło.
- Odkąd zostałem nauczycielem w tej szkole, to znaczy od czterech lat, obserwowałem wszystkich uczniów - zaczął mężczyzna, podsuwając chłopcu talerz z pierniczkami. Azan podziękował i spojrzał w błękitne oczy dyrektora.
- I co to ma wspólnego ze mną?
- Śledziłem również ciebie i uważam, że posiadasz pewne predyspozycje, które byłyby wysoce pomocne w sytuacji, w której chciałbym cię postawić. Jest to pewien rodzaj testu i oczywiście nie musisz brać w nim udziału, jeśli nie chcesz.
- Śledzenie mnie jest naruszeniem prywatności, za co mógłbym pana pozwać, ale intrygują mnie pana słowa, więc się wstrzymam - stwierdził Azan, splatając palce dłoni na kolanach, jak ojciec podczas ważnych posiedzeń.
- Twoja ciekawość jest jedną z tych cech, które zwróciły na ciebie moją uwagę - ujawnił George, uśmiechając się z zadowoleniem. - Jak sądzę, zauważyłeś już obraz nad drzwiami. Jest na nim moja przyjaciółka ze szkoły, którą poznałem na… wycieczce. Miejsce, do którego pojechałem nazywa się Las.
Chłopakowi nie spodobało się wahanie w głosie dyrektora, lecz nic nie powiedział. Czekał cierpliwie na dalszy ciąg historii.
- Ta dziewczyna nazywała się Lynn Vix. Była bardzo niezwykła, ale też samotna i niezrozumiana. Wydawało mi się, choć oczywiście mogę się mylić, że jestem jedyną osobą, która traktuje ją jak człowieka. Nikt nie rozumiał, jak ciężkie są jej obowiązki… ech. Ale wracając do mojej propozycji; chciałbym byś wybrał się do Lasu i jej poszukał, a potem przyniósł mi wiadomość, co u niej słychać.
- Czemu akurat ja? - spytał Azan, nachylając się do przodu. W tamtej chwili był gotów natychmiast przystać na prośbę dyrektora, ale postanowił poczekać i dowiedzieć się więcej o swojej misji.
- Kilka dni temu proponowałem to również innej uczennicy, ale odmówiła. Ciebie wybrałem, ponieważ jesteś wyjątkowy. Wyglądasz mi na takiego, co nie przestraszy się żadnych bajek o magii, ani też nie potrzebuje logicznego wyjaśnienia na każdą rzecz - wyjaśnił dyrektor, prostując się. Wstał i odwrócił się do okna. - Bezpieczniej będzie jednak, jeśli zabierzesz ze sobą towarzyszy, których wybierzesz sobie sam. Muszą być wytrzymali fizycznie i psychicznie, ponieważ nie wiadomo, co was spotka w Lesie.
Według Azana zabrzmiało to zbyt dramatycznie, ale coś w tonie dyrektora kazało brunetowi uwierzyć, że mężczyzna mówi prawdę. W takich sprawach, chłopak rzadko kiedy się mylił. Nie wiedział dlaczego, lecz skinął głową.
- Do kiedy miałbym czas, żeby znaleźć sobie towarzyszy? - spytał, krzywiąc się. To pytanie wydało mu się jakieś sztuczne, bo kto będzie prawdziwym, szczerym i wiernym przyjacielem, kogoś, kto ma dużo pieniędzy, a następnego dnia może stać się bankrutem.
- Do piątku, dwa dni ci chyba wystarczą. W weekend moglibyście już wyruszyć - oznajmił George, kiwając głową, jakby rozumiał nieme obawy chłopaka. Azan skinął i wstał z fotela. Dyrektor odwrócił się od okna, żeby jeszcze spojrzeć na chłopca. Uścisnęli sobie ręce, a mężczyzna odprowadził Azana do drzwi.
- W piątek przyjdź z przyjaciółmi. Powiem wam dokąd iść - rzucił na pożegnanie George i zatrzasnął drzwi przed nosem zdziwionego Azana. Brunet przeczesał włosy palcami i pokręcił głową, idąc do sali, w której jego klasa miała biologię. Nim doszedł na miejsce, rozległ się ostatni tego dnia dzwonek na przerwę, więc Azan skierował się od razu do szatni, choć tak naprawdę nie miał po co tam iść, ponieważ nie nosił kurtki ani płaszcza.
Wyszedł ze szkoły, zastanawiając się, kogo zabrać ze sobą do Lasu. Nie wiedział nawet, czemu zgodził się na tę wyprawę, nie mając najmniejszego pojęcia, w co się pakuje. Szedł z rękami wbitymi w kieszenie i opuszczoną głową. Dopiero, kiedy przechodził obok domu Donovana, zamrugał szybko i spojrzał na szary budynek o czerwonym dachu z kwiatami i białymi koronkowymi zasłonami w oknach. Donnie Arkeil był dobrym kolegą Azana, mimo że nie łączyła ich głęboka przyjaźń. Konoe aż się zdziwił, że wcześniej nie pomyślał o Donovanie. Ufał mu, odkąd poznał go, kiedy chodził do trzeciej klasy, a Donnie do szóstej, i wiedział, że w naprawdę trudnej chwili mógłby na niego liczyć. Natychmiast podszedł do drzwi i nacisnął dzwonek. Otworzył mu wysoki blondyn o seledynowych oczach i szerokich ramionach. Włosy miał postawione na żel, a na sobie podarte dżinsy, biały podkoszulek oraz czerwoną kurtkę przetartą na łokciach. Na widok Azana uśmiechnął się szeroko, odsłaniając równe, białe zęby, i natychmiast się z nim przywitał.
- Hej, stary! Dawno nie dawałeś znaku życia. Odkąd skończyłem szkołę, nie odezwałeś się ani razu - wytknął mu, udając obrażonego, ale w głębi serca niesamowicie cieszył się z wizyty starego znajomego.
- Wybacz, Donnie - uśmiechnął się przepraszająco Azan. Blondyn wpuścił kolegę do mieszkania, proponując mu herbatę albo kakao, jednak brunet odmówił i skierował się do pokoju Donovana. Usiadł na łóżku i zlustrował blondyna wzrokiem. Prawie zapomniał jak wygląda jego kolega; miał duże oczy, które zwężały się niewiarygodnie, kiedy Donovan był zły lub zaniepokojony, oraz kwadratową szczękę, jednak jego twarz miała łagodny wyraz. Blondyn miał również mały nos, a usta wąskie, jednak wesołe, bo zawsze rozciągnięte w radosnym uśmiechu.
- No, to opowiadaj, Az, co tam u ciebie? - nalegał na opowieści Donnie, wpatrując się z uwagą w Azana, który odetchnął głęboko i zaczął szybko streszczać, co przydarzyło mu się w ciągu ostatnich trzech miesięcy. Chciał jak najszybciej dojść do momentu, w którym będzie musiał powiedzieć Donovanowi, po co naprawdę przyszedł. Kiedy doszedł do głównego wątku, Donnie uśmiechnął się i nawet nie czekał na wyjaśnienia, tylko od razu zgodził się mu pomóc, lecz Azan nalegał, żeby pozwolił mu skończyć.
- Donovan, coś się z tobą stało - stwierdził, kiedy już skończył. - Zanim się rozdzieliliśmy do dwóch szkół, byłeś bardziej poważny.
- Dobra, dobra, może i poszedłem na studia, ale mam prawo mieć lekkie odpały. Ciągle jestem poważny, tylko dzisiaj się cieszę, że mnie odwiedziłeś - wyjaśnił Donovan, uśmiechając się wesoło.
- Też się cieszę, że cię widzę - przyznał szczerze Azan, przeczesując włosy palcami. - Jesteś pewien, że chcesz iść ze mną do tego Lasu?
- Oczywiście, Az. W piątek u ciebie w szkole? Będę na pewno - zgodził się Donovan, a Azan wstał przekonany, że dokonał dobrego wyboru towarzysza. Pożegnał się z przyjacielem i poszedł do domu.
Kiedy otwierał drzwi, stwierdził, że siedział u Donovana ponad trzy godziny, a niebo zrobiło się już ciemne. Pomyślał, że nie będzie zamykać na noc domu, bo po co? - od czterech lat nikt nie próbował się włamać, więc nie ma sensu marnować pół minuty na przekręcenie klucza. Domyślił się, że jeszcze pożałuje tej decyzji, ale umiał się bronić, więc nie przejmował się konsekwencjami. Azan ziewnął, rzucił torbę w kąt korytarza i poszedł do łazienki. Wziął szybki prysznic, rozczesał włosy i w samych spodniach od piżamy poszedł sprawdzić, czy przez otwarte okno do jego pokoju nie napadał deszcz, który lał popołudniu. Kiedy chciał położyć się do łóżka, żeby pójść spać, usłyszał ciche kroki na parterze. Cieszył się ze skrzypiących alarmująco desek podłogi i całego mnóstwa pułapek, które zamontowali mu ojciec i dziadek, żeby zapewnić mu ochronę i sposobność do treningów na każdym kroku. „Proste… jak raz nie zamknąłem drzwi, to się włamali”, Azan chciał sięgnąć po sweter, ale stwierdził, że będzie mu niewygodnie. Wyszedł przez okno i zsunął się po rynnie na poddasze głównego korytarza. Pod sufitem zamontowane były belki nośne, podtrzymujące cały dom. Brunet siedział na nich cicho i nagle zobaczył cień w salonie. Bezgłośnie zeskoczył na podłogę i wyciągnął ze szklanej gablotki sztylet. Włamywacz znieruchomiał, więc Azan wszedł cicho do salonu, ale nikogo nie zobaczył. Zdziwiło go to bardzo, lecz szedł dalej z podniesioną bronią. Za sobą usłyszał ciche stąpnięcie i odwrócił się gwałtownie, jednocześnie odchylając rękę z nożem w tył. Gdy ją opuścił stal szczęknęła o stal drugiego ostrza, trzymanego przez niską dziewczynę.
- To ty… - jęknął i cofnął się o krok. Włamywaczem okazała owa dziewczyna, na którą wpadł w szkole. Niewiarygodnie zaskoczył go jej widok w jego domu.
- To ja - odparła bezczelnie, najwyraźniej nie przejmując się, tym, że jest intruzem w czyimś domu. - Jestem Shine Vidar.
- Azan Konoe - odparł obrażony chłopak, zdenerwowany arogancją dziewczyny. - Mogę wiedzieć, co tutaj robisz? - spytał, odkładając nóż na szafkę.
- Zwiedzam - wzruszyła ramionami Shine, całkowicie ignorując zirytowany ton Azana. Uśmiechnęła się ponuro i usiadła na wiklinowym fotelu. Brunet odetchnął głęboko i siadł przed dziewczyną po turecku na podłodze.
- Dobra, ale teraz na serio, czego tu szukasz? - zapytał Azan, zamykając oczy.
- Kogoś, kto mnie zrozumie… - mruknęła ledwo dosłyszalnie Shine, nawijając kosmyk swoich krótkich włosów na palec. Takiej odpowiedzi Konoe się nie spodziewał. Otworzył jedno oko.
- Jak to?
- Dyrektor wziął cię dzisiaj na rozmowę, chociaż nic nie zrobiłeś. Zakładam, że prosił cię o wyprawę do Lasu.
- Tak, ale skąd wiesz? - zdziwił się czarnowłosy.
- Kilka dni temu mnie też o to poprosił - wyjaśniła spokojnie Shine, a Azan przypomniał sobie, że George mu o tym mówił. - Mimo że byłam niewiarygodnie zaintrygowana jego propozycją, odmówiłam, bo za bardzo się bałam.
- Ty? - to wyznanie jeszcze bardziej zaskoczyło Azana. - Wcale nie wyglądasz na taką, co się czegoś boi - stwierdził, unosząc wysoko brwi.
- No, właśnie po to przyszłam. Bo uznałam, że popełniłam błąd odmawiając. Nie mam się czego bać i chcę iść z tobą do Lasu - oświadczyła twardo Shine, spoglądając na Azana tak zimnym wzrokiem, że przebiegł go dreszcz.
- Rozumiem - pokiwał głową brunet, a na jego twarz wstąpił uśmiech. - Czyli chcesz towarzyszyć mi na tej wyprawie? Fajnie, przyda się ktoś tak arogancki i bezczelny jak ty. Dostarczysz rozrywki, jak zrobi się nudno.
- Obraziłabym się, gdyby nie to, że to twój dom i mówisz prawdę - wzruszyła ramionami Shine i wstała z fotela. Spojrzała na stary zegar, stojący w kącie pokoju, wzdychając ciężko. - Pójdę już do domu. Przepraszam za włamanie - dodała cicho, kierując się do wyjścia.
- Nieważne - zaśmiał się Azan. - Powinienem zamykać drzwi na klucz, wtedy nie miałabyś szans się włamać.
- Akurat! Nie wiesz, na co mnie stać - oburzyła się dziewczyna, wychodząc z domu.
- Mam nadzieję, że na bardzo dużo, bo przydadzą ci się różne umiejętności na tę wyprawę! - zawołał za nią, a ona wybuchła perlistym śmiechem i wybiegła poza teren podwórka chłopaka. Azan patrzył za nią, kręcąc głową i zastanawiał się, o co tak naprawdę chodzi w wyprawie do Lasu. Miał niejasne przeczucie, że to będzie niezwykłe miejsce i na pewno wyjątkowa podróż.
Zegar wybił jedenastą i chłopak postanowił iść wreszcie spać. Następnego dnia planował poszukać kolejnych towarzyszy do podróży.
Czytam to nie pierwszy raz, ale i tak jestem zachwycona ^.^ iskierki między Azanem i Shine widać na pierwszy rzut oka. Ogólnie jest świetnie i czekam na ciąg dalszy ^.^
OdpowiedzUsuńRosie
Wpadłam na Twojego bloga po przeczytaniu komentarza na blogu Aori i postanowiłam zerknąć co tworzysz. :)
OdpowiedzUsuńNapisałaś, że postacie są w pewnej mierze oparte na bohaterach Bakugan, czyli szczelam, że pierwowzorem Azana był Shun, mam rację?
Co do rozdziału w oczy żuciło mi się zdanie w którym opisywałaś Shine, a dokładniej ten fragment: "błysk w bystrych, błyszczących oczach". Wydaje mi się, że niepotrzebne jest tutaj słowo "błyszczące". W dodatku momentami miałam wrażenie, że coś mi w czasie czytania umknęło. Może to nie było takie ważne ale jednak... Opcjonalnie to z mojej winy bo nie czytałam z należytą uwagą. x,D
W sprawie postaci... Jakoś nie zapałałam od razu do Shine sympatią ale mam nadzieję, że to się zmieni z kolejnymi rozdziałami. A jak nie to trudno, żadko się zdarza abym lubiła wszystkich bohaterów. :3 Za to Azan czasem wydawał mi się troszkę za idealny, mimo to polubiłam gościa. Momentami mu współczułam, że tak żadko widuje ojca, czy faktu utraty matki.
Pomysł na historię mi się spodobał i (w mirę możliwości) będę czytać oraz komentować Twojego bloga.
Pozdrawiam, Neko.
P.S. Jakbyś miała ochotę, to zapraszam na mojego bloga: http://world-of-vexos.blogspot.com/
Cze, Neko!
UsuńDobrze strzelasz, że pierwowzorem Azana był Shun
Dzięki za pokazanie błędu - jakoś go nie zauważyłam ^.^ Poprawię. Jakoś mi się tak wydawało, że coś jest nie tak, tylko nie rzucało mi się co - ale tak to jest jak się czyta coś swojego, najczęściej myśli się, że wszystko gra. Więc dzięki :3
Miło mi, że polubiłaś Azana. Chociaż może to też przez wzgląd na Shuna? :3 Nieważne, fajnie, że go lubisz. Może i Shine z czasem Ci przypadnie do gustu xD
Zapraszam do dalszego odwiedzania i pozdrawiam ^.^
Nie ma za co. Faktycznie, ja też rzadko kiedy sama wyłapuję błędy, może czasem po opublikowaniu i setnym przeczytaniu... ( ^ ^')
UsuńMoże. Shun był, co prawda, pierwszą postacią Bakugana, którą polubiłam choć z czasem moja sympatia do niego osłabła... Teraz już nie pamiętam dlaczego. ( ' . ' )
Co do Shine... pożyjemy - zobaczymy. x3
Na pewno będę tutaj wpadać. :D
A! I dodałam Cię do linków. :3
Witam! :D
OdpowiedzUsuńPodoba mi się pomysł na tę historię, więc masz plusa za zaciekawienie mnie :)
Azan jest całkiem pozytywny, widać spore podobieństwo między nim, a Shunem, ale w sumie mi to nie przeszkadza. A i kolejny plus za motyw z macochą ;)
A Shine mnie intryguje. Tym tekstem o złamaniu nosa, mnie powaliła xD Później podczas włamania do domu Azana (?!) miałam co do niej mieszane uczucia, ale w gruncie rzeczy ją polubiłam.
Momentem, który najbardziej zbił mnie z tropu, była prośba dyrektora, by nazywać go po imieniu. Sama bym ogłupiała xD Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy-masz we mnie stałą czytelniczkę ;)
Pozdrawiam gorąco,
KaoriK :*
Motyw z macochą jest moim ulubionym - zawsze kochałam bruździć postaciom w życiorysie, więc na ogół wstawiałam jakieś problemy z rodziną.
UsuńAzan a Shun - chodziło trochę o podobieństwo, ale chyba jednak Azan jest bardziej gadatliwy, nie? xD
Shine i jej pozytywne podejście do życia oraz szacunek do cudzej prywatności równe zeru :3
Cieszę się, że już kolejna osoba będzie mnie czytać <3 Polecajcie znajomym ^.^
Pozdrowienia i jak masz bloga, to podaj adres - jak znajdę chwilę to wstawię, co się da do linków (jak już zrobię taką stronę xD) :*
Azan zdecydowanie więcej mówi, no i przede wszystkim częściej się uśmiecha :)
UsuńHah, coraz bardziej ją lubię xD
Mam w sumie trzy blogi, ale częstotliwość notek jest, hmm... to może po prostu odwiedź xD
moje-pisarskie-zabawy.blog.onet.pl
kaorik-neko.blog.onet.pl - razem z przyjaciółką :D
tears-of-butterfly.blogspot.com
Proszę :3
KaoriK :*
Do stylu nie mam zastrzeżeń. Przyjemnie i szybko się czyta. Czasem bolą powtórzenia, ale ich czasami nie da się uniknąć, i szczegółowe opisy strojów. O ile jakoś pomagają w fabule, jestem na tak, ale tutaj nie widzę sensu ich zastosowania. Jedyny błąd, który rzucił mi się w oczy to:
OdpowiedzUsuń"Ufał mu odkąd się poznał go, kiedy chodził do trzeciej klasy"
Pewnie chciałaś zmienić zdanie, ale nie zrobiłaś tego do końca. Zrobiłam tak samo w moim pierwszym rozdziale. :) W sumie zabawna pomyłka.
Postacie są należycie opisane (może nawet za bardzo, ale to dla większości nie jest błąd i nie musisz tego zmieniać). Znam ich charaktery i widzę je w zachowaniu, dialogach. Lubię Azana. To jest pewne. Wyraża się bardzo poprawnie. To słodkie. Ale jak na razie moja ulubiona postać to Lynn Vix. Nie wiem czemu! ^^ Taką mam dziwną naturę.
Czekam na dalsze części. Zainteresował mnie pomysł i czekam aż dojdą do Lynn. Wiem, że to jeszcze daleka droga, ale to mnie napędza.
Poza tym to zachęta do zostawiania komentarzy jest bardzo fajna! Życzę weny, bo czekam na dalszy ciąg!
Wiem, że te stroje nie są konieczne, tylko jakoś mi przypasowało, żeby je opisać. Ale chyba masz rację, niepotrzebnie to robię, skoro nic to nie wznosi do historii ^.^ Chociaż ja tak strasznie uwielbiam opisywać ubrania xD Spróbuję zapanować nad powtórzeniami, może mi się uda, a jak nie, to bardzo przepraszam.
UsuńDzięki za pokazanie tego błędu - wprost uwielbiam u siebie to gapiostwo, mimo że często przeszkadza ^.^ Obiecuję poprawić.
Fajnie, że polubiłaś Lynn - może dlatego, że ma zielone włosy? :3
Ciąg dalszy już wkrótce, więc zapraszam :)
Pozdrawiam :*
Czytam - komentuję ;)
OdpowiedzUsuńWprawdzie jestem po pierwszym rozdziale i praktycznie dopiero zaczynam czytanie, ale parę rzeczy mogę już napisać. Przede wszystkim, podoba mi się przejście z prologu do rozdziału, to jak narracja trzecioosobowa jest "wytłumaczona" wcześniejszą wypowiedzią nauczyciela. Czytając Twoje opowiadanie, faktycznie można sobie wyobrazić, że to on opowiada tę historię. To jest genialne. Dalej, bardzo mnie cieszy poprawny zapis dialogów, bo to takie miłe dla oka i estetyczne ;).
Jednak do jednej rzeczy muszę się przyczepić. Coś, co mi osobiście przeszkadzało skupić na czytaniu - wiele nieuporządkowanych informacji w jednym akapicie. Chodzi mi o to, że gdy na przykład opisujesz głównego bohatera, najpierw jest trochę o jego wyglądzie, później o popularności w szkole, później znów o wyglądzie, później nagle o jego mamie, a za chwilę znowu wygląd... i wszystko w jednym akapicie. Dla łatwiejszego przyswajania może warto by było przemyśleć takie opisy i uporządkować, to tak na przyszłość.
A, co do przyszłości - zabieram się zaraz za kolejne rozdziały i pewnie zostawię jeszcze jeden komentarz po przeczytaniu wszystkiego, dlatego...
Do napisania :D