Cześć, moje promyczki słońca : )
Wróciłam po Nowym Roku i mam dla Was kolejny rozdział. Byłby wcześniej, ale miałam kilka sprawdzianów do zaliczenia - kocham chorować tuż przez przerwą świąteczną, kiedy jest najwięcej pracy >.<
No, w każdym razie cieszę się, że już mogę dać Wam coś do poczytania. Mam też nadzieję, że wszyscy przeżyli Sylwestra xD
Na koniec (z niewielkim spóźnieniem) życzę dużo szczęścia w Nowym Roku i jak najlepszych wyników w nauce oraz oczywiście dużo weny twórczej i dobrego humoru zawsze i wszędzie : *
------------------------------------------------------------
- Dużo was jest? - spytała Alice, rozglądając się po pokoju. Wraith posłał jej nieco zdziwione spojrzenie, zerknął na zapracowanych Gus’a i Lisę, po czym pokręcił głową.
- Nie, tylko tyle ile opowiedziała wam Viole. Taka mała garstka pragnie ocalić Las przed tym uzurpatorem - w ostatnie słowo Wraith wstrzyknął tyle jadu ile tylko mógł. Czasami wydawało mu się, że tylko jemu naprawdę zależy na zrzuceniu z tronu lorda protektora. Był święcie przekonany, że lepiej nadawałby się na to stanowisko, lecz gdy tylko przychodziła mu do głowy taka myśl, natychmiast szukał czegoś do odwrócenia swojej uwagi. Tak też było w tamtej chwili: kiedy wypowiedział słowo “uzurpator”, zacisnął pięści i zęby, i po chwili zwrócił się do Gus’a:
- Idę streścić nowym ogólny zarys sytuacji, a ty pilnuj okolicy. Lisa, zejdź mu z głowy i zajmij się kanalizacją miasta - rozkazał, prowadząc towarzyszy do innego pokoju.
Weszli do kwadratowego pomieszczenia, którego ściany były obite czerwoną tapetą, a na ziemi wyściełany był puszysty fioletowy dywan. Na końcu pokoju stało obszerne łoże z baldachimem i purpurową narzutą. Poza tym w rogu postawiona była jeszcze tylko wysoka szafa z ciemnego drewna i nic więcej. Wraith kazał im usiąść na łożu, a sam stanął obok szafy i oparł się dłońmi o ścianę.
- Słuchamy tego ogólnego zarysu sytuacji - oświadczyła Shine cichym głosem. Blondyn przesunął wzrokiem po całej piątce i skinął głową.
- Ruch Oporu powstał pięć lat temu, kiedy lord protektor zaczął rządzić za pomocą monarchii absolutnej. Wcześniej ograniczał się tylko ze względu na urzędników, którzy wierzyli, że porwany książę wróci przed swoimi szesnastymi urodzinami, ale nic z tego. Las został porzucony na pastwę losu i wtedy stwierdziłem, że mam tego dość. Postanowiłem stworzyć grupę, która przywróci porządek w kraju. Na początku należeliśmy do niego tylko ja i Gus, który miał wtedy czternaście lat. Potem spotkaliśmy zagubionego w sobie Jesse’ego; biednego, przyciśniętego przez rodziców trzynastolatka. Zawsze chcieli dla niego jak najlepiej, ale nie potrafili mu tego zapewnić. Viole miała jedenaście lat i starała się wesprzeć brata. Kiedy zaproponowałem mu dołączenie do Ruchu Oporu jako podwójnego agenta od razu się zgodził, lecz nie pozwolił na to Viole. Obraziła się na niego i uciekła z domu.
Masona znaleźliśmy dwa lata temu, kiedy uciekał z sądu po rozprawie na temat jego pracy na czarnym rynku. Gus stwierdził, że tak żywiołowy piętnastolatek bardzo się przyda, zwłaszcza jeśli rzeczywiście ma znajomości w podziemiu Lasu. W tym samym czasie Jesse, jako patrol przyboczny lorda protektora, złapał Lisę, która przysięgała mu, że pomoże jak będzie umiała jeśli tylko jej nie wyda. Tak ona do nas dołączyła. Niedawno Lisa stwierdziła, że ludzie, którzy dołączali do Ruchu mieli głównie piętnaście lat, czasami szesnaście tak jak Shade rok temu czy ja kiedy tworzyłem Ruch Oporu. Ale uważam jednak, że to dobrze, że mam młodych i sprawnych podwładnych.
Nasza sytuacja nie jest najgorsza, ale zawsze może być lepiej. Ostatnio nasz monitoring miał awarię, w skutek czego wdarł się do nas oddział wroga; straciliśmy dużo danych no i oczywiście punkt zaskoczenia, ponieważ myśleliśmy, że nikt o nas nie wie. Gus i Lisa zaproponowali szturm na Carcerem i uwolnienie wszystkich więźniów, ale Shade zrobił się nagle odpowiedzialny. Stwierdził, że to zbyt ryzykowne i kategorycznie zabronił nam robić cokolwiek.
- Przecież jesteś liderem. On nie może ci rozkazywać - zauważyła Alice nieco oburzonym tonem. Donnie i Shine uśmiechnęli się słysząc tę butę w jej głosie. Deuce i Arece wpatrywali się Wraitha z zaciekawieniem, jakby chłopak krył jakiś sekret, który w przyszłości przechyli szalę zwycięstwa.
- Nie rozkazuje mi - oświadczył Wraith, uśmiechając się do siebie w myślach. - Ja rzadko kiedy słucham innych, ale szanuję ich zdanie. Tym razem zrobiłem wyjątek, bo sprzeciw Shade’a wywołał u mnie pewien rodzaj podziwu. Okazało się, że nie jest głupim wariatem, który potrafi się tylko uśmiechać i kpić.
- Skoro tak było, to teraz będzie inaczej - stwierdził Arece cicho, odwracając wzrok od Wraitha i jego maski robota. Wstał powoli z materaca i spojrzał na towarzyszy. - Szturmujemy tę twierdzę. Tam jest Azan i nie ruszymy na naszą misję bez niego.
- Misję? - zainteresowała się Lisa Eisis, wchodząc nagle do pokoju. Zamknęła cicho drzwi i spojrzała na Arece’a z zaciekawieniem.
- Musimy znaleźć wszystkie Rdzenie Żywiołów - powiedział Donovan, lecz Wraith nie chciał go słuchać.
- Trzymamy się ustaleń Shade’a. Nie idziemy walczyć, jesteśmy za słabi. Wasz przyjaciel da sobie radę sam.
- Wraith, gdyby nie Azan nigdy by nas tu nie było - odezwała się nagle Shine zbuntowanym głosem. - To on podjął się wyzwania odnalezienia Lasu i odszukania Rdzeni. Jeśli nie pomożesz nam go ratować, pójdziemy sami. Bo ty być może jesteś zbyt wielkim tchórzem!
Ostatnie zdanie dziewczyna wykrzyczała. Wiedziała, że zabrzmiało to szalenie dramatycznie, ale na ogół nazwanie kogoś tchórzem skutkowało. Nagle drzwi otworzyły się na oścież i wpadli Jesse oraz Viole z niepokojem na twarzach, a w pierwszym pomieszczeniu zielony żyrandol płonął teraz niebezpiecznie czerwonym blaskiem. Wraith nie zważając na Shine, zawołał:
- Bierzcie broń i wychodzimy! Musimy znaleźć Masona!
- Mistrzu Wraithcie! - krzyknął Gus, wpadając do pokoju z kuszą i mieczem. - Black właśnie wpadł na patrol z Carceremu!
Blondyn zacisnął pięść na rękojeści swojego czarnego miecza i wybiegł z pokoju. Gus, Lisa, Jesse oraz Viole pobiegli za nim, natomiast grupka nowych członków Ruchu Oporu stała zaskoczona całym zajściem. Dołączył do nich Shade, wręczył im bronie i wyprowadził ich z kryjówki. Biegli za nim przez las przyglądając się swoim nowym broniom. Shine dostała włócznię, Alice łuk i kołczan pełen strzał, Donnie długi czerwony miecz, Arece fioletowy sztylet, a Deuce srebrną szablę. Shade biegł szybko, zaciskając dłonie w pięści. Ruda zastanawiała się, dlaczego chłopak nie ma żadnej broni, lecz po chwili stwierdziła, że jego długie, ostre paznokcie są doskonałymi ostrzami.
- Gdzie oni są?! - spytała Shine, zrównując się z albinosem. Białowłosy spojrzał na mały zegarek o lśniącej, fioletowej tarczy, na której migało kilka czerwonych kropeczek.
- Za kilka minut na nich wpadniemy - oświadczył i wskoczył na drzewo. Brunetka poszła w jego ślady, pozostawiając resztę towarzyszy na ziemi. Przeskakiwali z gałęzi na gałąź, tak długo, aż nagle tuż koło ucha dziewczyny świsnęła stalowa strzała. Zeskoczyli wtedy na ziemię, zwalając z nóg kilku żołnierzy w pełnym uzbrojeniu. Niedaleko nich z wielką gracją i zwinnością walczył Wraith, tnąc mieczem na wszystkie strony z rozwagą i celnością. Jednak zbroje żołnierzy były trwałe i nie łatwo było je zniszczyć. Na drzewach siedzieli ukryci Jesse, Mason, Viole oraz Lisa, celujący w odsłonięte gardła żołnierzy z łuków i kusz. U boku Wraitha z równym doświadczeniem walczył Gus. Shade skoczył na żołnierza, który właśnie zamierzał zranić lidera Ruchu Oporu, i wbił pazury w jego czoło. Krew spłynęła żołnierzowi po twarzy, a on sam padł bez życia na ziemię. Alice zrobiła się lekko zielona na twarzy, ale wspięła się z trudem na drzewo i stanęła obok Jesse’ego i również celowała w żołnierzy.
Deuce i Arece cięli swoimi ostrzami, osłaniając siebie nawzajem oraz nowych towarzyszy. Nie wiedzieli jakim cudem, ale doskonale potrafili ustalić skąd nadejdzie atak i odparować każdy cios zadawany przez przeciwników. Wszystkie ich zmysły wyostrzyły się nagle, a ruchy żołnierzy stały się wolniejsze. Jednak nie pomagało to Donovanowi, który nie potrafił odpowiednio trzymać miecza i machał nim bez sensu. Shine radziła sobie nieco lepiej ze swoją włócznią: odbijała uderzenia ostrzy żołnierzy i przeszywała ich gardła. Czasami odbijała się na niej od ziemi jak podczas skoku o tyczce i atakowała z powietrza.
Jednak żołnierze byli zbyt dobrze wyszkoleni. Już po kilku minutach łucznicy i kusznicy z Ruchu Oporu leżeli na ziemi zamroczeni po upadku, Shine oraz Donovan padli nieprzytomni na ziemię z głębokimi ranami na ramionach. Gus i Deuce także ledwo trzymali się na nogach, jednak wytrwale walczyli, zachęcani krzykiem Wraitha oraz bolesnymi jękami Shade’a. Niestety również oni zostali powaleni na ziemię, zbiegającymi się ze wszystkich stron żołnierzami. Arece patrzył na to przybity do drzewa mieczem jednego z napastników. Nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że jego brat niedługo zginie. Wyrwał ostrze z pnia drzewa i rzucił nim w strażnika, który nachylał się nad Deuce’em. Miecz przebił żołnierza na wylot. Szarooki jęknął cicho, kiedy ciało martwego przeciwnika zwaliło się na niego całym ciężarem. Popatrzył na brata, a jego źrenice rozszerzyły się niebezpiecznie.
Arece stał pod drzewem; wszystkie jego mięśnie były napięte, lecz ręce spuścił swobodnie. Jego twarz nagle zrobiła się jasnofioletowa, na czole pojawiła się złota korona, która w pewnym momencie zmieniła się w rogi. Na plecach zawisła mu długa czarno-szkarłatna peleryna, a u boku pojawił się czarny miecz podobny do tego, który miał Wraith. Deuce nie wiedział co się dzieje, jednak poczuł, że jego ciało też się zmienia. Dokładnie tak jak u Arece’a jego skóra zrobiła się jasnofioletowa, korona na czole również zmieniła się w złote rogi, lecz jego peleryna i miecz były złoto-srebrne. Wraith uchylił się przed ostatnim z napastników, wbił miecz w jego kark i zatrzymał się patrząc na nich.
- O mój przenajświętszy… - jęknął cicho, pomagając wstać Gus’owi. Wszyscy towarzysze siedzieli lub stali gapiąc się z nieskrywanym przerażeniem na bliźniaków.
- Co do cholery?! - chłopcy spojrzeli na siebie oczami o wąskich źrenicach. Obaj byli równie zaskoczeni swoją nagłą przemianą jak przyjaciele.
Nadbiegający ze wszystkich stron żołnierze, zatrzymali się i zaczęli uciekać w las z krzykiem. Bliźniacy rozglądali się zaskoczeni, a jedyną osobą, która wciąż stała wpatrzona w nich był Wraith. Jego serce nagle przyspieszyło i zaczęło bić tak mocno, że blondyn myślał, że za chwilę wyskoczy mu z piersi. Poczuł jak przepełnia go niesamowita radość i nadzieja na lepsze jutro. Jednak nie pozwolił by na jego twarzy odmalowały się uczucia, które wciąż rosły mu w sercu.
- Jesteście Arkadianami - szepnął ignorując zaskoczonego Gus’a, który stwierdził, że to niemożliwe. Deuce spytał, kim są Arkadianie, lecz nikt mu nie odpowiedział. Shine, Alice i Donovan wpatrywali się na przemian to w przyjaciół to w Wraitha i Masona, którzy patrzyli na siebie z dziwnymi minami. Lisa oraz Gus złapali Shade’a za ramiona i pociągnęli go w las, zaś Jesse, który właśnie pomagał wstać Viole westchnął ciężko i spojrzał zdezorientowany na swojego lidera. Blondyn pokręcił głową i oświadczył, że muszą wrócić do kryjówki, a kapitan Weizman powinien pojechać jak najszybciej do pałacu lorda protektora. Kiedy Jesse spytał dlaczego, odpowiedziała mu jego siostra.
- Zanim znalazłam Deuce’a i resztę, słyszałam jak jeden ze strażników po twoim odjeździe powiedział, że Azana trzeba zabić przed świtem. Ale nawet oni nie mogą łamać praw sądowniczych, więc niedługo zabiorą go do pałacu. A ty musisz tam być, bo jeszcze pomyślą, że jesteś zdrajcą.
- Ale jeśli ci tutaj widzieli, że walczę po stronie buntowników i tak mnie zdradzą - stwierdził Jesse beznamiętnym tonem, jakby twierdził, że nic się na to nie poradzi. Jednak Shine uśmiechnęła się lekko i spojrzała w las.
- Wydaje mi się, że Gus, Lisa i Shade poszli pozbyć się świadków… - oświadczyła z lekką dumą w głosie.
- Najlepiej wyszkoleni skryci zabójcy jakich widział Las - powiedział Wraith i ponownie spojrzał na bliźniaków, którzy wciąż stali jak rażeni piorunem, chociaż znowu mieli normalny wygląd. Blondyn rozkazał Viole zabrać nowych do miasta, Jesse’emu jechać do pałacu, a sam z bliźniakami ruszył głębiej w las.
Chłopcy patrzyli na niego z nadzieją, lecz on całkowicie ich ignorował. Zaciskał dłoń na rękojeści miecza, idąc spokojnym tempem ze wzrokiem wzniesionym ku niebu. Zastanawiał się czy możliwe jest pojawienie się Arkadian w Lesie. Nie wydawało mu się to łatwe do zrealizowania, lecz także nie niemożliwe.
Hej, hej :)
OdpowiedzUsuńKomentarz niestety będzie krótki, bo właśnie siedzę na informatyce i... hmm, oczywiście, że wykonuję polecenia nauczycielki ^^ Rozdział przeczytałam już jakiś czas temu, ale nie miałam siły skomentować. Gomen ne~ :)
Polubiłam Wraitha, pewnie dlatego, że przypomina Spectrę, a ja mam do niego słabość xD Zresztą jest odpowiedzialny i widać, że mu zależy na ocaleniu Lasu. Podoba mi się sposób jego myślenia - sam byłby lepszym władcą, ale i tak odgania od siebie te myśli. Mam jednak wrażenie, że albo ktoś zacznie go namawiać na zajęcie miejsca uzurpatora, albo na wskutek kolejnych wydarzeń nie będzie już miał ku temu większych oporów. Nie wiem na ile to prawda, ale lubię się dzielić opiniami i domysłami po przeczytaniu rozdziału :)
Mam wrażenie, że tym porwanym księciem jest dyrektor szkoły Azana i reszty. Bo skąd by wiedział o lesie? I o postaci małej Lynn? A jeśli chodzi o jego wiek... eee, na Ziemi czas może płynąć inaczej xD
OK, to teraz bliźniaki - podoba mi się ta ich nagła przemiana, jestem ciekawa kim są ci Arkadianie. W ogóle na miejscu nastolatków zaraz straciłabym cierpliwość, gdyby nikt nie chciał powiedzieć mi o co chodzi. I czekam na przemianę reszty bohaterów :)
OK, kończąc (ponoć to słowo sprawia, że człowiek nagle zaczyna słuchać, ale mam nadzieję, że komentarz aż tak Cię nie znudził XD) powiem tylko, że mi się podobało i czekam na następny rozdział :) Kiedy można się go spodziewać? ;D
Pozdrawiam gorąco,
KaoriK :*
P.S. Dobra, ten komentarz jednak nie wyszedł taki krótki xD
Wykonywanie poleceń nauczycielki, niewiele osób to robi xD
UsuńWyjaśnienia dotyczące Wraitha (też mam słabość do Spectry :D) i jego życia powoli będą się rozwijać w następnych rozdziałach, ale książę ujawni się dopiero pod koniec historii, więc życzę cierpliwości ;)
Następny rozdział.... hmmm... jak już ogarnę biologię i angielski. Może w sobotę, albo niedzielę xD A jeszcze następny koło 6-7.02. Przynajmniej się postaram :D
Pozdrawiam :*