Cześć, misie-pysie ;)
Oto dla Was kolejny rozdział o Ruchu Oporu.
Znajdzie się w nim krótkie wyjaśnienie, czym jest Las i jakie stworzenia można w nim spotkać.
Zapraszam do czytania i pamiętajcie o komentowaniu ;)
------------------------------------------------------------------
Kiedy Arece, Azan i Deuce weszli do sali Masona, panowała tam niezwykle radosna atmosfera. Donovan rzucał w powietrze papierowe samoloty, Alice dalej rysowała, śmiejąc się pod nosem, zaś Shine i Mason “bawili się” kartami, co tutaj oznacza, że chłopak robił sztuczki magiczne, a dziewczyna wciąż prosiła go o więcej. Gdy Mason wykonał trik z kartami wypadającymi mu z ust po sali rozeszła się salwa śmiechu. Wtedy dopiero zebrani zwrócili uwagę na przybycie przyjaciół. Na ustach Masona i Donovana pojawiły się bardzo podobne uśmiechy.
- Wreszcie przyszli - ucieszył się brunet, siadając przy stoliku z nogami opartymi na blacie. Bliźniacy zaczerwienili się lekko i usiedli obok Shine. Azan zajął miejsce przy Donnie’m i wpatrzył się w Masona, który odchylił głowę, zamykając oczy.
- Na początek krótkie uogólniające zdanie: Las ma swoje granice od jądra Ziemi aż do Mgławicy Smoka.
Mason przerwał na chwilę, powstrzymując śmiech na widok min towarzyszy, którzy nie bardzo mogli uwierzyć w ogrom krainy. Oczy Alice stały się jeszcze większe niż zazwyczaj, a Donnie z wrażenia prawie spadł z krzesła. Azan zakasłał cicho i zamrugał powiekami.
- Las jest aż tak olbrzymi? - zapytał z niedowierzaniem. Mason pokiwał głową, a Arece się wtrącił:
- Wraith wspominał coś o tym, że Las jest ponad dwukrotnie większy od Ziemi.
- No i właśnie się dowiedzieliście jaki jest wielki - roześmiał się Mason, pstrykając zastygłą Shine w ucho. Brunetka potrząsnęła głową i popatrzyła na niego z wyrzutem. Chłopak ponownie zamknął oczy, po czym odchylił się na dwóch nogach krzesła do tyłu. Deuce poprosił go, by kontynuował opowieść, więc Mason postanowił zacząć od szybkiego streszczenia historii powstania Lasu.
- Kiedyś nie było nic prócz ciemności i… - zaczął, jednak Deuce mu przerwał.
- A nie chaosu? - spytał zdziwiony. Mason posłał mu zaskoczone spojrzenie.
- Nie chaosu tylko ciemności i ognia… - chciał kontynuować, ale Deuce wciąż nie odpuszczał.
- Przecież skoro Las to część Ziemi to musi być chaos - upierał się zielonowłosy. - We wszystkich ziemskich podaniach o stworzeniu świata mówi się: “Na początku nie było nic prócz chaosu”.
- Ziemia to część Lasu, a nie na odwrót, łomie! - wciął się Arece, jednak jego bliźniak dalej chciał się kłócić. Mason nie wytrzymał i zerwał się na nogi, a krzesło upadło z łomotem na podłogę.
- Zamknij się wreszcie, miętówko! I przestań mi przerywać. Słuchaj, jestem bardzo cierpliwy, ale tak upartego szczeniaka jeszcze nie spotkałem - krzyknął brunet, uderzając dłońmi o brat i nachylając się do twarzy chłopaka. Po sali rozszedł się huk, od którego Alice i Donnie musieli zatkać uszy. Deuce uciszył się natychmiast i obiecał nie przeszkadzać, chociaż bardzo nurtowało go pytanie, dlaczego Mason nazwał go miętówką.
- Dziękuję - mruknął brunet, podniósł krzesło i usiadł. Zachowanie Deuce’a nie zdenerwowało go, ale nie mógł odmówić sobie porządnego uciszenia go i przy okazji pokazania, że nie warto go drażnić. - Jak już mówiłem; kiedyś nie było nic prócz ciemności i ognia, które były jedynymi dwoma Rdzeniami. Istniał wtedy również Strażnik Rdzenia, który pilnował Kul Rdzeni i ich mocy. Jednak pewnego dnia upuścił Kule; z ciemności i ognia powstały woda, ziemia, powietrze i światło, a potem gwiazdy, planety i cały wszechświat.
- Coś dużo razy powtórzyłeś słowo “rdzeń” - wypalił Deuce z ironicznym uśmiechem. Nie potrafił się powstrzymać od komentarza. Arece, Donnie i Alice osunęli się pod stolik w obawie przed kolejnym wybuchem Masona, który tym razem spojrzał chłodno na zielonowłosego i wyciągnął zza cholewki buta nóż. Wszyscy gwałtownie pobledli, a Deuce’a przeszły dreszcze, gdy brunet pochylił się do niego i wycedził przez zaciśnięte zęby:
- Odezwij się jeszcze raz, to wbiję ci to w rdzeń kręgowy - zagroził, po czym uśmiechnął się szeroko i do jego oczu powróciły radosne ogniki. Deuce pokornie pokiwał głową, patrząc na swoje odbicie w lśniącym ostrzu. Przełknął głośno ślinę, naprawdę przestraszony tonem Masona. Chłopak był niebezpieczny i upiorny.
- Więc w bardzo krótkim streszczeniu poznaliście historię Rdzeni i powstania Lasu, a teraz poznacie trochę stworzenia zamieszkujące dolne prowincje naszej krainy. Ale zanim przedstawię wam rdzennych mieszkańców Lasu powiem tak: podziemie tego świata, gdzie aktualnie się znajdujemy, to kraj jak każdy inny tylko trochę bardziej magiczny. Mamy tutaj błękitne niebo za dnia, a gwiaździste lub pochmurne w nocy; może tu padać deszcz, śnieg albo grad; na północy są potężne, piękne i niebezpieczne góry, a na południu morze. Pustynie są na zachodzie, dżungle na wschodzie. Jest tu również mnóstwo barwnych kwiatów, lazurowych wodospadów, bystrych strumieni i rwących potoków. Niezliczone ilości dzikich zwierząt, ale również i tych oswojonych. Niektóre potrafią mówić, chociaż to bardzo rzadkie przypadki. Wracając do innych stworzeń; w Lesie mieszkają zarówno dobre, które pomagają nam czasami w Ruchu Oporu, jak i złe, będące po stronie lorda protektora, próbujące nas pozabijać. Ale te i tak rzadko z nami walczą.
- A ciebie kiedyś coś napadło? - zapytała Shine, podpierając się na łokciach. Mason spojrzał na nią z uśmiechem, co Deuce skomentował bardzo cichym prychnięciem.
- Żeby to był raz - zaśmiał się brunet radośnie. - W nocy mieliście okazję zobaczyć jak wpadam w kłopoty. W całej drużynie poza Shade’em najczęściej ładuję się w tarapaty. W sumie jestem ulubioną ofiarą brzytwostworów - potworów bardziej upierdliwych niż Deuce, najbardziej wkurzających we wszechświecie. Małe, biało-błękitne, cholernie szybkie z twarzą jak hybryda psa i świni, i ostrymi jak brzytwy ostrzami zamiast rąk. Nie sięgają nawet do kolan, więc tną po kostkach, a potem wbijają się w całe ciało ze śmiertelnym skutkiem. Kiedyś zaatakowały mnie we śnie i gdyby nie Gus, nie byłoby mnie tutaj. Pocięły mi ręce, ale nie lubię pokazywać blizn, więc nawet nie proście - uprzedził pytanie Alice, która już otwierała usta. - Innymi wkurzającymi i groźnymi potworami są upiory - biało-różowe świnie na dwóch nogach z siekierkami w łapach. Mało inteligentne stworzenia, ale bezlitosne i silne. Największy zamęt sieją minotaury, których ostre, zagięte miecze są śmiertelną bronią. Wielkie czarne lub szare krowy, niezwykle silne i okrutne. Są również sprytne, nie łatwo je oszukać. Dużo kłopotów mamy też z wilkołakami. Ale takimi prawdziwymi, a nie tymi, o których na powierzchni Ziemi krążą legendy. Oczywiście takie również tutaj żyją, ale o wiele trudniej je znaleźć.
- Co to znaczy “prawdziwy wilkołak”? - zapytał Azan, a Donnie z uśmiechem mruknął mu do ucha:
- To znaczy “nie sztuczny”.
- Nieprawda! - wtrącił się Arece, czując, że w pewien sposób ten żart uraził Masona. - “Prawdziwy” oznacza “nieulegający transformacji”.
- Dziękuję, Arece - uśmiechnął się szeroko Mason, przy czym uniósł wysoko brwi i przyjrzał się białowłosemu uważniej. - A tak nawiasem mówiąc: skąd to wiesz?
- Eee… - zamyślił się chłopak. Nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie, po prostu czuł co oznacza słowo “prawdziwy”, gdy odnosi się do wilkołaka. Na szczęście nie musiał udzielać odpowiedzi, bo Mason wzruszył ramionami.
- No, oczywiście. Jesteś Arkadianinem, masz tę wiedzę zakodowaną w podświadomości. Nieważne… więc jak już wyjaśniono, prawdziwy wilkołak nie ulega transformacjom. Przez cały czas jest śnieżnobiałym, człekokształtnym wilkiem, którego wycie ma promień około trzech mil. Na jednym wdechu potrafi ogłuszyć, a nawet poważnie zranić, armię liczącą dwa tysiące jednostek. Są bardzo niebezpieczne.
- O cholera… - jęknął Donnie, przełykając ślinę. Do tej pory przedstawione potwory nie robiły na nim wielkiego wrażenia, jednak wilkołaków się przestraszył. - A co z tymi, o których mówi się na powierzchni?
- Wilkołakami? Normalni ludzie, którzy w czasie pełni zmieniają się w rządne krwi bestie. Nie potrafią się wtedy opanować i zabijają wszystko co stanie im na drodze. Ich jedyną słabością są przedmioty ze srebra, ale tylko tego najszczerszego. Podobno są sposoby, żeby zdjąć klątwę wilkołactwa, ale nikt jeszcze żadnego nie odkrył… ech… - westchnął ciężko Mason i zamyślił się.
Przyjaciele siedzieli w milczeniu, patrząc na niego, ale się nie odzywali. Shine wyczuła, że chłopaka ogarnął smutek i żal, kiedy mówił o wilkołakach, które można odmienić. Pomyślała wtedy, że może ma wśród przyjaciół wilkołaka i bardzo chciałby mu pomóc, ale nie wie jak. Zanim zdążyła powiedzieć o tym Azanowi, Mason uśmiechnął się i kontynuował opowieść.
- W górach żyją trolle, ogry i ghule… wszystkie są bardzo niebezpieczne. Ogry są wielkie i silne, mają na sobie pancerze ze smoczych skór. W walce wykorzystują jedynie swoją siłę, a nie intelekt, którego swoją drogą im nie brakuje. To plus dla nas, łatwo można je wykiwać. Trolle - duże, niebieskie w fioletowe plamy, śmierdzą, więc na kilometr je wyczujecie. Są nieco mniejsze od ogrów, ale też potężne. Unikać jak ognia. Walczą maczugami wyposażonymi w metalowe ćwieki; jak cię taki jeden draśnie, zginiesz w ciągu kilku sekund. Ghule są chude i kruche, ale bardzo przebiegłe. Ich dzidy i włócznie potrafią przebić pancerz ogra, a co dopiero waszą skórę, więc uważajcie albo zawsze trzymajcie się blisko Wraitha, on jest mistrzem w zabijaniu ghuli. Co dalej…? A tak, nad morzem spotkacie rusałki, najady, syreny, trytony i wszystkie morskie potwory. Nie będzie z nimi problemu jeśli tylko będziecie omijać wodę szerokim łukiem. Właściwie nie ma co o nich mówić: okrutne, bezlitosne, brzydkie jak nie wiem co, ale głosy mają piękne.
- Dałeś się kiedyś oszukać takiej syrenie? - spytała rozbawiona Alice, a Mason przytaknął ze śmiechem.
- Tak: raz pojechałem z Shade’em nad morze i chcieliśmy popłynąć na jedną wyspę. Pojawiły się syreny, no i małe bagno - wybuchł śmiechem brunet. Azan uniósł brwi i spytał:
- Jak się uratowaliście?
- Lisa nas ocaliła. Gus wiedział, że to niebezpieczne i ją za nami wysłał. W sumie nie wiem czy zrobił to, bo się o nas martwił, czy dlatego, że Wraith mu kazał, czy też dlatego, że po prostu chciał od niej odpocząć.
- A jakie potwory żyją na pustyniach? - zapytał Deuce. Przez chwilę niepokoił się, że Mason znowu na niego nawrzeszczy, lecz chłopak uśmiechnął się.
- Na pustyni zaczyna się Arkadia i ciągnie się dalej na zachód. Tam jest wszystko. Ghule, ogry, minotaury, syreny… co tylko sobie wymyślisz. I to dosłownie - tam każdy obraz z twojej wyobraźni może stać się prawdą. Właściwie pustynia jest tylko granicą, między Arkadią a Lasem. W dżungli mieszkają rusałki, lwy górskie, wilkołaki prawdziwe i zmiennokształtne. To chyba tyle jeśli chodzi o potwory. Jakieś życzenia co do dalszych opowieści?
- Opowiedz o lordzie protektorze - poprosiła Alice. - Jak to się stało, że zaczął tu panować i dlaczego się przeciwko niemu buntujecie?
- Dwadzieścia lat temu żył jeszcze ostatni król z rodu Arkadian. Miał on piękną żonę i ślicznego synka, a kobieta była w ciąży z kolejnym następcą tronu. Mężczyzna bardzo dobrym władcą i panował już dość długo. W dniu pierwszych urodzin księcia, chłopiec zaginął a król został zamordowany. Nasz Ruch Oporu podejrzewa, że stoi za tym ówczesny kanclerz, a teraźniejszy lord protektor, Aberforth Besson. Kilka dni później z pałacu uciekła brzemienna królowa. Ludzie mówili, że udała się na powierzchnię i tam urodziła, a potem zmarła zostawiając dziecko w sierocińcu. Jedynym z Ruchu Oporu, który był na powierzchni jest Shade. Nie chciał nam opowiadać jak tam jest, ale kiedy szukał dziedzica podobno przeżył straszne chwile.
- Co się dziwić? Wtedy na powierzchni panował komunizm - powiedział Donnie, ale Azan pokręcił głową.
- Kiedy u nas był komunizm, Shade’a nawet w planach nie było.
- To prawda… Prive udał się tam dwa lata temu - oświadczył Mason. Alice spytała czy już wtedy był w Ruchu, ale brunet zaprzeczył i oświadczył, że Shade prowadził wtedy dochodzenie na własną rękę.
- Właśnie dlatego Wraithowi na nim zależało. Był odważny, bezwzględny i okrutny. Zmienił się trochę, ale zachował swoje główne cechy i wciąż zaryzykuje wszystko, żeby dotrzeć do celu. Ale to nie o nim teraz mowa: lord protektor bardzo “zmartwił się” zaginięciem księcia i królowej oraz śmiercią króla. Przyjął władzę, powierzoną mu przez urzędników i sprawował ją przez piętnaście lat. Wtedy pojawił się Wraith i stworzył Ruch Oporu. Od pięciu lat buntujemy się i opracowujemy plany ataku. Nie wszyscy się z tym zgadzamy, ale kiedy Wraith coś ustala lepiej się tego trzymać.
- Przecież to bez sensu - stwierdziła oburzona Shine. - Moim zdaniem Ruch Oporu powinien atakować zawsze, a nie uciekać i kryć się po lesie.
- Wiem o tym - zgodził się spokojnie Mason i uniósł kąciki ust. - Lisa, Viole oraz Jesse też tak myślą, ale Wraith, Shade i Gus kategorycznie zabraniają nam robić cokolwiek bez ich wiedzy. Nasz kochany lider mówił, że poczeka na sześciu wojowników z przepowiedni. A ponieważ przybyliście może wreszcie cała sprawa ruszy z miejsca.
Na wyrażenie tej nadziei Mason czekał już od dwóch lat, odkąd wstąpił do organizacji Wraitha. Teraz gdy wypowiedział te słowa naprawdę zaczął w nie wierzyć. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Azana, który wstał i odetchnął.
- Damy radę - oświadczył pewnym tonem, po czym zamyślił się na chwilę i dodał: - Ale najpierw musimy znaleźć główne Rdzenie Żywiołów. To da nam przewagę nad protektorem.
- Racja - przyznał Deuce, również wstając od stołu. W jego oczach rozbłysły iskierki radości. - Macie tutaj może jakieś mapy czy namiary dużych źródeł energii? - zwrócił się do Masona, który zamknął oczy i westchnął cicho.
- Wydaje mi się, że tak… Lisa i Gus niedawno wykryli anomalie w pewnych częściach Lasu. Jeśli Rdzenie są tak potężne jak wszyscy mówią, to mogą być one. Chodźcie, zobaczymy jak im idzie robota.
- Mason, czy pracuje dla was jakiś lekarz, medyk czy ktoś w tym stylu? - spytał nagle Azan, któremu przed oczami stanął obraz osłabionego Gus’a. Na to pytanie chłopak niestety pokręcił głową i oświadczył, że do Ruchu należała kiedyś dziewczyna o imieniu Ewen, która miała wiedzę i umiejętności medyczne. Alice bardzo zaciekawiła się wzmianką o lekarce, lecz gdy chciała dowiedzieć się czegoś więcej Arece i Deuce jednocześnie nadepnęli jej na nogę i pokręcili głowami. Ruda nie bardzo wiedziała dlaczego zabraniają się odzywać na ten temat, ale zrozumiała to kiedy ponownie popatrzyła na Masona. Brunet pobladł i posmutniał, z jego oczu zniknęły płomienie radości, a ręce zacisnął w pięści. Donnie obiecał Alice, że kiedyś dowie się, o co chodzi i jej to przekaże. Uśmiechnęła się do niego i podziękowała, podczas gdy Mason przeprowadził ich z powrotem do sali z komputerami. Lisa i Viole podniosły głowy, by na nich popatrzeć. Azan uśmiechnął się do niebieskowłosej, która odwzajemniła to i wróciła do pracy. Siostra Jesse’ego szepnęła jej coś do ucha i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sypialni Gus’a. Usłyszeli cichą rozmowę, jednak nie byli w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Donnie zaczął uważniej nasłuchiwać, lecz Mason spojrzał na niego karcąco i zwrócił się do Lisy z pytaniem, czy mogłaby powiedzieć im o anomaliach. Dziewczyna pokiwała głową, zamknęła kilka programów, otworzyła interaktywną mapę 3D i poprosiła ich, by podeszli bliżej.
- Spójrzcie, jest tu sześć ognisk okręgów - wskazała kursorem myszki na odpowiednie miejsca. - Trzy są w górach, dwa w dżungli i jedno nad morzem. Mogłabym nanieść nowe dane i spróbować ustalić co je wywołuje, ale zajęłoby mi to pewnie ze trzy dni.
- To za dużo - mruknął Arece do brata. Nachylił się nad ramieniem Lisy i wpisał coś do dokumentu. Ekran zgasł na chwilę, a gdy ponownie się rozjaśnił widać było tylko biel. Niebieskowłosa zmrużyła oczy z wyrzutem i skrzyżowała ramiona na piersi.
- I co teraz? - spytała sarkastycznie, lecz Deuce uśmiechnął się i zapytał czy ma może podłączoną do komputera kamerę internetową. Lisa skinęła głową, a Arece poprosił ją by uruchomiła sprzęt. Dziewczyna wykonała polecenie: przez sekundę nic się nie działo, a po chwili w pokoju wyświetlił się trójwymiarowy obraz mapy Lasu. Bliźniacy uśmiechnęli się dumnie do Lisy, która z uznaniem pokiwała głową i ich pochwaliła.
- Teraz o wiele łatwiej będzie zlokalizować epicentra ognisk okręgów i ustalić co wywołuje anomalie - stwierdziła z zadowoleniem. Mason poinformował ją, że już wiedzą, co jest źródłem, tylko nie wiedzą kto gdzie ma iść. Na to pytanie niebieskowłosa szybko znalazła odpowiedź, ale nie w komputerze tylko w grubej książce pod blatem.
- “Rdzenie Żywiołów zawsze ujawniają się w tych samych miejscach. Uczeni ustalili, gdzie należy ich szukać, lecz nikomu nigdy nie udało się dotrzeć do celu.” - przeczytała na głos, odganiając ciekawskiego Donovana, który przechylał się jej przez ramię. - “Rdzeń Ognia pojawia się zazwyczaj w okolicach głębszych wód Morza Południowego. W dżunglach zarejestrowano szybkie zmiany oświetlenia, co sugeruje pojawianie się tam Rdzeni Światła i Ciemności, zaś w górach można odnaleźć Rdzenie Ziemi, Powietrza i Wody.” No, to chyba już wiemy gdzie musicie jechać. I wygląda na to, że trzeba będzie was rozdzielić.
- Ale nie możemy ich zostawić samych, a Ruch Oporu nie ma sześciu członków, którzy mogą im towarzyszyć - powiedział Mason z ponurym uśmiechem.
- Jak to nie? Gus nie może iść, bo jest bardzo osłabiony, więc zostaje nas szóstka do podróży z szóstką wojowników - oświadczyła Lisa, unosząc z politowaniem brwi. Jednak Mason zignorował jej minę i dopowiedział, że Wraith nie zostawi Sepulchera samego bez pomocy. Niebieskowłosa zarumieniła się, przyznając mu rację, po czym stwierdziła, że ktoś będzie musiał pojechać z dwójką jeśli lider Ruchu Oporu nie pojedzie. W tym momencie Viole wyszła z pokoju Gus’a i podniosła rękę, zgłaszając się na ochotnika.
- Zabiorę Deuce’a i Arece’a do dżungli - oświadczyła. - Lisa, ty weźmiesz Donnie’ego nad morze, a Mason pojedzie z Shine, Azanem i Alice w góry, gdzie spotka się z Shade’em i Jesse’m.
Lisa przytaknęła na ten plan i uśmiechnęła się szeroko do Donovana, który odpowiedział jej tym samym, poprawiając plecak na ramieniu.
Umiera się raz i człowiek szybko okrywa się sławą, ale żyje się w trudzie, bólu i cierpieniu, długie lata, i to jest największe bohaterstwo
24.02.2014
6.02.2014
Rozdział X: Za maską
Siemacie, króliczki? :)
1. A więc moja kochana czytelnicza familio, tak jak obiecałam, jest nowy rozdział. Niewiele więcej w nim o różnych rzeczach, ale można troszkę poznać Wraitha i jego przemyślenia na temat niektórych członków Ruchu Oporu.
2. Następne rozdziały będą (mam nadzieję, a jak nie to nie bijcie ^.^) weselsze niż do tej pory. Jest to spowodowane tym, że Wasza "kochana" autoreczka zmieniła fryz i ma grzywkę oraz wczorajszym koncertem R5, więc jakiś czas będę wspominać i się cieszyć jak głupi do sera. (muahaha, Ross rzucał butelkami w widownię xD)
3. Będzie więcej Masona i być może zacznie się rozwijać jakaś fabuła czy cuś, nie wiem jak wyjdzie, ale mam nadzieję, że Was nie rozczaruję :) Jedno co mogę obiecać, to to że dowiecie się więcej o Lesie i jej dzikich/rdzennych (niepotrzebne skreślić) mieszkańcach ;)
4. Od 14. mam ferie, więc do tego czasu raczej nic się nie pojawi, teraz czas na zaliczenia (już mam wpisane trzy sprawdziany na ostatni tydzień, pewnie jakaś kartkówka się znajdzie i upierdliwe pytanie na ocenę, więc do tego czasu trzymajcie się ciepło. W ferie postaram się wrzucić co najmniej dwa rozdziały, więc spoko, po jednym na tydzień, chyba że mnie wywiozą w góry xD
W kwestii ogłoszeń parafialnych to tyle, więc żeby już nie przedłużać, zapraszam do czytania ;*
-----------------------------------------------------
Wraith prowadził bliźniaków przez las, cały czas myśląc o zajściu, które miało miejsce kilka godzin temu. Od tamtej pory szli nieustannie, aż Arece zaczął zastanawiać się kiedy wyjdą z lasu. Jednak Wraith prowadził ich między coraz gęstsze drzewa i nic nie wskazywało na to, że trafią na koniec jaskini. Lider Ruchu Oporu jakby czytał mu w myślach, uśmiechnął się posępnie i odezwał się:
- Las jest krainą wielokrotnie większą niż wasza Ziemia - oświadczył cicho. Chłopcy podskoczyli na dźwięk jego głosu i spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Przecież to niemożliwe - zaprzeczył Deuce, myśląc intensywnie. - Ziemia jest kulą, której średnica zmniejsza się z każdym metrem w głąb, więc jakim cudem kraina pod powierzchnią Ziemi może być większa?
- Nie zrozumiecie tego dopóki nie posłuchacie opowieści Masona, ale to nie teraz. Najpierw chciałbym wam pokazać coś, co może się w przyszłości przydać.
Arece zaciekawiony przekrzywił lekko głowę jak zainteresowany pies i uśmiechnął się. Blondyn pochylił się i nagle przystanął przed dużym krzewem jałowca. Odgarnął rękę gałęzie i pokazał chłopcom mały domek z szarego, brzozowego drewna. Okna były zabite deskami, lecz drzwi lekko uchylone i wpuszczające do wnętrza chałupki światło. Wraith spojrzał na południe, gdzie zaczął pojawiać się różowy blask wschodu słońca. Ponaglił bliźniaków i rozkazał im wejść do domku. Posłusznie wykonali polecenie i stanęli w obskurnej izdebce, oświetlonej nikłym światłem lampy naftowej. Pod wszystkimi ścianami stały wysokie regały z książkami i instrumentami muzycznymi. Pomiędzy nimi leżało mnóstwo broni różnego rodzaju w tym miecze, łuki, sztylety i pistolety. Deuce wziął do ręki jeden z nich i przyjrzał mu się uważnie.
- Dobra broń - stwierdził, patrząc na Wraitha, który pokiwał głową.
- Weź ją sobie - mruknął, zdejmując z jednego z regałów cienką książeczkę. Starł z niej kurz i usiadł na podłodze. - To książka, w której znajdziecie wszystkie informacje o swojej rasie, o Arkadianach.
- Na przykład co? - spytał Arece, nachylając się ponad ramieniem blondyna, który posłał mu zimne spojrzenie i wrócił do lektury.
- Na przykład to, że Arkadianie są królewską rasą i że od wielu wieków to właśnie oni władali Lasem, aż do śmierci ostatniego z nich. Od dwudziestu lat nikt tutaj nie słyszał o Arkadianach. Wszyscy sądzili, że po zaginięciu ostatniego księcia już nigdy nie pojawią się tutaj ludzie z królewską krwią.
- Ale… czy to znaczy… że…?
- Tak - przytaknął Wraith z ledwo dosłyszalnym smutkiem w głosie. - Jeśli nie wróci prawowity następca tronu, a wy dwaj pokonacie tego uzurpatora, zostaniecie władcami Lasu.
Zapadła cisza, podczas której bliźniacy zastanawiali się nad swoją rolą, a blondyn odłożył książkę i wyszedł przed chałupę. Zamknął oczy i przetarł rękawem swoją maskę. Był wyraźnie smutny.
- Wraith? Wszystko w porządku? - spytał Deuce, wychodząc z domku. Blondyn spojrzał na niego krótko i ruszył w las, zostawiając zielonowłosego w głębokim zdziwieniu.
- Zostańcie tutaj - rzucił cicho przez ramię, nie przejmując się wcale tym, że chłopak mógł go nie usłyszeć. Oddalił się między drzewa i zamyślił się głęboko.
Wraith Spectrum wiedział, że jest wyjątkowo silnym i wytrwałym mężczyzną o stalowych nerwach i bystrym umyśle. Jednak był również świadom swojej jedynej słabości jaką była jego wrażliwość na zdarzenia z przeszłości.
Właśnie teraz, gdy udało mu się zapomnieć o bolesnych przeżyciach, pojawili się Deuce i Arece i zburzyli mur, który Wraith wybudował by się chronić. Szedł przez las, starając się wyrzucić ze swojej pamięci straszne obrazy z dzieciństwa, które powracały co noc jako senne koszmary. Blondyn pochylił głowę i zacisnął zęby, a po chwili usłyszał głos, na którego dźwięk aż podskoczył.
- Znowu się nad sobą użalasz? - spytała znudzonym głosem Viole, siedząca na gałęzi. Obserwowała Wraitha już od kilkunastu minut i bardzo zastanawiało ją o co chodzi, jednak wiedziała, że z chłopakiem trzeba postępować stanowczo, a żeby wyciągnąć z niego jakieś informacje należy podpuścić go lub zmanipulować. Obie z tych rzeczy były trudne do wykonania jednak nie niemożliwe.
- Daj mi spokój - poprosił głosem całkiem różnym od swojego zwykłego, władczego tonu. Był wyprany z emocji, jakby należał do starego człowieka wielce zmęczonego życiem, a nie do żwawego, silnego dwudziestolatka z bardzo dobrą kondycją fizyczną. Dziewczynę zaskoczył taki ton, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Wraith, odkąd cię znam bardzo często miewałeś takie nagłe napady smutku, ale ostatnio udawało ci się nad nimi panować - westchnęła Viole, zeskakując z drzewa. Przystanęła obok Wraitha i spojrzała na niego ze współczuciem. Chłopak odwrócił się i mruknął coś pod nosem.
- Nic mi nie jest. Nie potrzebuję twojej pomocy, mała - rzucił sucho, lecz dziewczyna nie przejęła się jego tonem, tylko wsunęła swoją dłoń w jego i ścisnęła ją lekko. Mimo tego, że nastawienie Wraitha bardzo ją dotknęło, nie potrafiła być na niego zła, gdy cierpiał. Zawsze była bardzo łagodną oraz współczującą dziewczyną i nie umiała być okrutna dla przyjaciół, którzy potrzebują pomocy, chociaż sami wpakowali się w kłopoty.
Wraith uśmiechnął się mimowolnie i spojrzał na Viole zza swojej demonicznej maski.
- Lepiej ci? - spytała z troską, kiedy przyciągnął ją do siebie i przytulił delikatnie. Poczuła rozchodzące się po ciele przyjemne ciepło.
- Dzięki, Viole - mruknął, wypuszczając ją z objęć. Uśmiechali się do siebie przez chwilę, po czym dziewczyna ruszyła w stronę domku.
- Powinieneś zaprowadzić tych dwóch do Masona. Zanim wyszłam zebrał resztę i chciał im opowiedzieć o Lesie. Gus zapewne poprosi go, żeby zaczekał na bliźniaków, więc się pospiesz.
- Przecież Mason to cierpliwy człowiek, pół godziny go nie zbawi - westchnął ciężko Wraith, który nie miał najmniejszej ochoty znowu przebywać w towarzystwie bliźniaków, którzy przypominali mu przeszłość. Pokiwał głową i dodał: - Dobra, zabiorę ich. Ale… najpierw powiedz jak reszta?
- Jesse i Shade pojechali na północ - oświadczyła z nutą zdenerwowania w głosie. Nim wyruszyli mówiła im, że Wraith nie będzie zachwycony tym pomysłem. Teraz po jego minie upewniła się w swoim przekonaniu, chociaż chłopak nic nie powiedział. Był dobrze wychowany i czekał, aż dziewczyna skończy mówić, a dopiero potem skomentuje. - Mają w planach dogadać się z tamtejszymi rasami. A Gus i Lisa znaleźli nowe kanały podziemne. To chyba tyle…
- Teraz kilka słów komentarza: Lisa i Gus powinni dostać nagrodę, naprawdę zasługują na jakieś wynagrodzenie za taką ciężką i efektywną pracę - stwierdził Wraith z uśmiechem, po czym pokręcił głową i skrzywił się. - Ale Jesse’emu i Shade’owi chyba klepki pod sufitem się poprzestawiały. Przecież mogą zginąć: północni nie są zbyt przyjaźni. Powiedz, czyj to był pomysł?
- Tej niedorobionej, białowłosej jaszczurki, przecież nie mojego brata. On głupi nie jest… - odparła ze wzruszeniem ramion.
- Ale pojechał, czyli jednak musi być z nim coś nie w porządku - warknął zdenerwowany blondyn, starając się nie wybuchnąć gniewem na chłopców za brak jakiejkolwiek konsultacji z nim na temat tej wyprawy.
- Nie martw się; Jesse jest duży, poradzi sobie.
- Wiem - wypalił z histerycznym śmiechem. - Ale Shade to młotek! Wpadnie w pierwsze kłopoty jakie się pojawią! - uniósł się Wraith i wpadł na drzewo. Uderzenie w pień sosny nieco go otrzeźwiło i uspokoiło.
- Dwaj durnie, ale nic im nie będzie - szepnęła Viole. Blondyn westchnął ciężko. Między drzewami już dostrzegł chałupkę, a przed nią bliźniaków. Gdy tylko go zobaczyli, od razu podbiegli, żeby sprawdzić czy nic mu nie jest. Zapewnił ich, że wszystko w porządku i bez słowa wyjaśnienia poprowadził ich za Viole przez las.
Wszyscy wpatrywali się z uwagą w Masona, który patrzył na zegarek jak na coś niezwykle interesującego. Mimo, że na powrót Deuce’a i Arece’a czekali już ponad godzinę, na twarzy chłopaka nie było nawet cienia zniecierpliwienia, a jedynie błogie rozmarzenie. Azan przyznał w duchu, że podziwia tak cierpliwych ludzi. Ani on, ani Shine nie mogli się nadziwić jak Mason czy Alice mogą siedzieć spokojnie i zajmować się czymś innym niż czekanie na bliźniaków. Chłopak śledził wzrokiem sekundową wskazówkę zegarka na swoim nadgarstku, uśmiechając się lekko, a dziewczyna wyciągnęła z torby papier i ołówek i zaczęła rysować syreny w zatoce.
Kolejne kilkanaście minut później Donnie uśmiechnął się do siebie i wyjął z kieszeni talię kart. Shine zaproponowała żeby zagrali w mini pokera, lecz Azan odmówił i zapytał czy może pójść do Gus’a i Lisy. Mason skinął mu głową, nie podnosząc wzroku. Brunet mruknął coś pod nosem i przeszedł przez drzwi.
Korytarz pokonał biegiem, lecz do “laboratorium” wszedł spokojnym krokiem. Lisa odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego, po czym znowu zajęła się pouczaniem Gus’a, który w końcu krzyknął:
- Kobieto, zejdź ze mnie wreszcie!
Jego głos był zniecierpliwiony i poirytowany. Dziewczyna cofnęła się zaskoczona. Azan pomyślał, że to dla niej nowość, ponieważ Gus nie wyglądał na kogoś kto potrafi tak krzyknąć ani jak człowiek, który łatwo się denerwuje. Jednak teraz wydawał się bardzo zmęczony i rozdygotany. Był blady, miał podkrążone, zaczerwienione oczy i potargane włosy, a na jego czole pojawiły się lśniące krople potu. Lisa, mimo złości, zarumieniła się ze wstydu i spytała zaniepokojonym głosem:
- Gus, dobrze się czujesz?
Przez chwilę wydawało się, że chłopak znowu wybuchnie albo zemdleje, lecz on pokręcił głową i położył się na oparciu krzesła.
- Nie. Czuję się okropnie. Mam ochotę iść spać i się nie budzić - powiedział cichym, zachrypniętym głosem. Lisa delikatnie zgarnęła mu włosy ze spoconego czoła, a on zamknął oczy i odetchnął głęboko. Azan stał przy drzwiach, patrząc na to w milczeniu. Przy wejściu głównym pojawiła się Viole, a za nią Wraith, Deuce oraz Arece. Cała czwórka oceniła szybko sytuację, po czym zatrzymała wzrok na bladym, niebieskowłosym chłopaku. Blondyn podszedł do niego i położył mu dłoń na czole jak troskliwy ojciec lub starszy brat.
- Jesteś rozpalony - stwierdził spokojnym głosem. - Idź do łóżka i odpocznij.
- Ależ, mistrzu, ja nie mogę… mam pracę… - zaczął protestować Gus, otwierając oczy. Lider pokręcił głową i podniósł go za ramię.
- Nie kłóć się ze mną! Idziesz spać! - rozkazał prawie krzykiem Wraith. Viole chwyciła go za ramię, kręcąc głową i wtrąciła spokojnie:
- Idź, Gus. Ja cię zastąpię.
Lisa uśmiechnęła się prosząco do Sepulchera, który westchnął głośno i skinął zrezygnowany. Trzymając się za głowę i zataczając się lekko, poszedł do pokoju obok. Viole pchnęła Azana oraz bliźniaków w stronę korytarza, prowadzącego do sali Masona. Kiedy trójka chłopców zniknęła za drzwiami, dziewczyna podeszła do blondyna, stanęła na palcach i delikatnie musnęła jego usta wargami.
Chłopak zamknął oczy pod maską i uśmiechnął się. Viole chciała się odsunąć, jednak Wraith objął ją w pasie i nie pozwolił jej odejść. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale jego świdrujący wzrok natychmiast ją rozproszył. Zaplotła palce na jego karku i mocno wpiła się mu się w wargi. Odwzajemnił tę czułość. Stali tak przez chwilę, dopóki stojąca obok Lisa nie zakasłała. Natychmiast od siebie odskoczyli i zaczęli zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Blondyn szybko wyszedł z kryjówki, zaś dziewczyny zabrały się za przerwaną pracę. Viole cały czas zagryzała wargę w obawie, że Lisa zacznie zadawać pytania, jednak niebieskowłosa milczała. Czuła, że jej przyjaciółka nie chce rozmawiać ani o Wraithcie, ani o niczym innym.
1. A więc moja kochana czytelnicza familio, tak jak obiecałam, jest nowy rozdział. Niewiele więcej w nim o różnych rzeczach, ale można troszkę poznać Wraitha i jego przemyślenia na temat niektórych członków Ruchu Oporu.
2. Następne rozdziały będą (mam nadzieję, a jak nie to nie bijcie ^.^) weselsze niż do tej pory. Jest to spowodowane tym, że Wasza "kochana" autoreczka zmieniła fryz i ma grzywkę oraz wczorajszym koncertem R5, więc jakiś czas będę wspominać i się cieszyć jak głupi do sera. (muahaha, Ross rzucał butelkami w widownię xD)
3. Będzie więcej Masona i być może zacznie się rozwijać jakaś fabuła czy cuś, nie wiem jak wyjdzie, ale mam nadzieję, że Was nie rozczaruję :) Jedno co mogę obiecać, to to że dowiecie się więcej o Lesie i jej dzikich/rdzennych (niepotrzebne skreślić) mieszkańcach ;)
4. Od 14. mam ferie, więc do tego czasu raczej nic się nie pojawi, teraz czas na zaliczenia (już mam wpisane trzy sprawdziany na ostatni tydzień, pewnie jakaś kartkówka się znajdzie i upierdliwe pytanie na ocenę, więc do tego czasu trzymajcie się ciepło. W ferie postaram się wrzucić co najmniej dwa rozdziały, więc spoko, po jednym na tydzień, chyba że mnie wywiozą w góry xD
W kwestii ogłoszeń parafialnych to tyle, więc żeby już nie przedłużać, zapraszam do czytania ;*
-----------------------------------------------------
Wraith prowadził bliźniaków przez las, cały czas myśląc o zajściu, które miało miejsce kilka godzin temu. Od tamtej pory szli nieustannie, aż Arece zaczął zastanawiać się kiedy wyjdą z lasu. Jednak Wraith prowadził ich między coraz gęstsze drzewa i nic nie wskazywało na to, że trafią na koniec jaskini. Lider Ruchu Oporu jakby czytał mu w myślach, uśmiechnął się posępnie i odezwał się:
- Las jest krainą wielokrotnie większą niż wasza Ziemia - oświadczył cicho. Chłopcy podskoczyli na dźwięk jego głosu i spojrzeli na niego zaskoczeni.
- Przecież to niemożliwe - zaprzeczył Deuce, myśląc intensywnie. - Ziemia jest kulą, której średnica zmniejsza się z każdym metrem w głąb, więc jakim cudem kraina pod powierzchnią Ziemi może być większa?
- Nie zrozumiecie tego dopóki nie posłuchacie opowieści Masona, ale to nie teraz. Najpierw chciałbym wam pokazać coś, co może się w przyszłości przydać.
Arece zaciekawiony przekrzywił lekko głowę jak zainteresowany pies i uśmiechnął się. Blondyn pochylił się i nagle przystanął przed dużym krzewem jałowca. Odgarnął rękę gałęzie i pokazał chłopcom mały domek z szarego, brzozowego drewna. Okna były zabite deskami, lecz drzwi lekko uchylone i wpuszczające do wnętrza chałupki światło. Wraith spojrzał na południe, gdzie zaczął pojawiać się różowy blask wschodu słońca. Ponaglił bliźniaków i rozkazał im wejść do domku. Posłusznie wykonali polecenie i stanęli w obskurnej izdebce, oświetlonej nikłym światłem lampy naftowej. Pod wszystkimi ścianami stały wysokie regały z książkami i instrumentami muzycznymi. Pomiędzy nimi leżało mnóstwo broni różnego rodzaju w tym miecze, łuki, sztylety i pistolety. Deuce wziął do ręki jeden z nich i przyjrzał mu się uważnie.
- Dobra broń - stwierdził, patrząc na Wraitha, który pokiwał głową.
- Weź ją sobie - mruknął, zdejmując z jednego z regałów cienką książeczkę. Starł z niej kurz i usiadł na podłodze. - To książka, w której znajdziecie wszystkie informacje o swojej rasie, o Arkadianach.
- Na przykład co? - spytał Arece, nachylając się ponad ramieniem blondyna, który posłał mu zimne spojrzenie i wrócił do lektury.
- Na przykład to, że Arkadianie są królewską rasą i że od wielu wieków to właśnie oni władali Lasem, aż do śmierci ostatniego z nich. Od dwudziestu lat nikt tutaj nie słyszał o Arkadianach. Wszyscy sądzili, że po zaginięciu ostatniego księcia już nigdy nie pojawią się tutaj ludzie z królewską krwią.
- Ale… czy to znaczy… że…?
- Tak - przytaknął Wraith z ledwo dosłyszalnym smutkiem w głosie. - Jeśli nie wróci prawowity następca tronu, a wy dwaj pokonacie tego uzurpatora, zostaniecie władcami Lasu.
Zapadła cisza, podczas której bliźniacy zastanawiali się nad swoją rolą, a blondyn odłożył książkę i wyszedł przed chałupę. Zamknął oczy i przetarł rękawem swoją maskę. Był wyraźnie smutny.
- Wraith? Wszystko w porządku? - spytał Deuce, wychodząc z domku. Blondyn spojrzał na niego krótko i ruszył w las, zostawiając zielonowłosego w głębokim zdziwieniu.
- Zostańcie tutaj - rzucił cicho przez ramię, nie przejmując się wcale tym, że chłopak mógł go nie usłyszeć. Oddalił się między drzewa i zamyślił się głęboko.
Wraith Spectrum wiedział, że jest wyjątkowo silnym i wytrwałym mężczyzną o stalowych nerwach i bystrym umyśle. Jednak był również świadom swojej jedynej słabości jaką była jego wrażliwość na zdarzenia z przeszłości.
Właśnie teraz, gdy udało mu się zapomnieć o bolesnych przeżyciach, pojawili się Deuce i Arece i zburzyli mur, który Wraith wybudował by się chronić. Szedł przez las, starając się wyrzucić ze swojej pamięci straszne obrazy z dzieciństwa, które powracały co noc jako senne koszmary. Blondyn pochylił głowę i zacisnął zęby, a po chwili usłyszał głos, na którego dźwięk aż podskoczył.
- Znowu się nad sobą użalasz? - spytała znudzonym głosem Viole, siedząca na gałęzi. Obserwowała Wraitha już od kilkunastu minut i bardzo zastanawiało ją o co chodzi, jednak wiedziała, że z chłopakiem trzeba postępować stanowczo, a żeby wyciągnąć z niego jakieś informacje należy podpuścić go lub zmanipulować. Obie z tych rzeczy były trudne do wykonania jednak nie niemożliwe.
- Daj mi spokój - poprosił głosem całkiem różnym od swojego zwykłego, władczego tonu. Był wyprany z emocji, jakby należał do starego człowieka wielce zmęczonego życiem, a nie do żwawego, silnego dwudziestolatka z bardzo dobrą kondycją fizyczną. Dziewczynę zaskoczył taki ton, lecz nie dała tego po sobie poznać.
- Wraith, odkąd cię znam bardzo często miewałeś takie nagłe napady smutku, ale ostatnio udawało ci się nad nimi panować - westchnęła Viole, zeskakując z drzewa. Przystanęła obok Wraitha i spojrzała na niego ze współczuciem. Chłopak odwrócił się i mruknął coś pod nosem.
- Nic mi nie jest. Nie potrzebuję twojej pomocy, mała - rzucił sucho, lecz dziewczyna nie przejęła się jego tonem, tylko wsunęła swoją dłoń w jego i ścisnęła ją lekko. Mimo tego, że nastawienie Wraitha bardzo ją dotknęło, nie potrafiła być na niego zła, gdy cierpiał. Zawsze była bardzo łagodną oraz współczującą dziewczyną i nie umiała być okrutna dla przyjaciół, którzy potrzebują pomocy, chociaż sami wpakowali się w kłopoty.
Wraith uśmiechnął się mimowolnie i spojrzał na Viole zza swojej demonicznej maski.
- Lepiej ci? - spytała z troską, kiedy przyciągnął ją do siebie i przytulił delikatnie. Poczuła rozchodzące się po ciele przyjemne ciepło.
- Dzięki, Viole - mruknął, wypuszczając ją z objęć. Uśmiechali się do siebie przez chwilę, po czym dziewczyna ruszyła w stronę domku.
- Powinieneś zaprowadzić tych dwóch do Masona. Zanim wyszłam zebrał resztę i chciał im opowiedzieć o Lesie. Gus zapewne poprosi go, żeby zaczekał na bliźniaków, więc się pospiesz.
- Przecież Mason to cierpliwy człowiek, pół godziny go nie zbawi - westchnął ciężko Wraith, który nie miał najmniejszej ochoty znowu przebywać w towarzystwie bliźniaków, którzy przypominali mu przeszłość. Pokiwał głową i dodał: - Dobra, zabiorę ich. Ale… najpierw powiedz jak reszta?
- Jesse i Shade pojechali na północ - oświadczyła z nutą zdenerwowania w głosie. Nim wyruszyli mówiła im, że Wraith nie będzie zachwycony tym pomysłem. Teraz po jego minie upewniła się w swoim przekonaniu, chociaż chłopak nic nie powiedział. Był dobrze wychowany i czekał, aż dziewczyna skończy mówić, a dopiero potem skomentuje. - Mają w planach dogadać się z tamtejszymi rasami. A Gus i Lisa znaleźli nowe kanały podziemne. To chyba tyle…
- Teraz kilka słów komentarza: Lisa i Gus powinni dostać nagrodę, naprawdę zasługują na jakieś wynagrodzenie za taką ciężką i efektywną pracę - stwierdził Wraith z uśmiechem, po czym pokręcił głową i skrzywił się. - Ale Jesse’emu i Shade’owi chyba klepki pod sufitem się poprzestawiały. Przecież mogą zginąć: północni nie są zbyt przyjaźni. Powiedz, czyj to był pomysł?
- Tej niedorobionej, białowłosej jaszczurki, przecież nie mojego brata. On głupi nie jest… - odparła ze wzruszeniem ramion.
- Ale pojechał, czyli jednak musi być z nim coś nie w porządku - warknął zdenerwowany blondyn, starając się nie wybuchnąć gniewem na chłopców za brak jakiejkolwiek konsultacji z nim na temat tej wyprawy.
- Nie martw się; Jesse jest duży, poradzi sobie.
- Wiem - wypalił z histerycznym śmiechem. - Ale Shade to młotek! Wpadnie w pierwsze kłopoty jakie się pojawią! - uniósł się Wraith i wpadł na drzewo. Uderzenie w pień sosny nieco go otrzeźwiło i uspokoiło.
- Dwaj durnie, ale nic im nie będzie - szepnęła Viole. Blondyn westchnął ciężko. Między drzewami już dostrzegł chałupkę, a przed nią bliźniaków. Gdy tylko go zobaczyli, od razu podbiegli, żeby sprawdzić czy nic mu nie jest. Zapewnił ich, że wszystko w porządku i bez słowa wyjaśnienia poprowadził ich za Viole przez las.
Wszyscy wpatrywali się z uwagą w Masona, który patrzył na zegarek jak na coś niezwykle interesującego. Mimo, że na powrót Deuce’a i Arece’a czekali już ponad godzinę, na twarzy chłopaka nie było nawet cienia zniecierpliwienia, a jedynie błogie rozmarzenie. Azan przyznał w duchu, że podziwia tak cierpliwych ludzi. Ani on, ani Shine nie mogli się nadziwić jak Mason czy Alice mogą siedzieć spokojnie i zajmować się czymś innym niż czekanie na bliźniaków. Chłopak śledził wzrokiem sekundową wskazówkę zegarka na swoim nadgarstku, uśmiechając się lekko, a dziewczyna wyciągnęła z torby papier i ołówek i zaczęła rysować syreny w zatoce.
Kolejne kilkanaście minut później Donnie uśmiechnął się do siebie i wyjął z kieszeni talię kart. Shine zaproponowała żeby zagrali w mini pokera, lecz Azan odmówił i zapytał czy może pójść do Gus’a i Lisy. Mason skinął mu głową, nie podnosząc wzroku. Brunet mruknął coś pod nosem i przeszedł przez drzwi.
Korytarz pokonał biegiem, lecz do “laboratorium” wszedł spokojnym krokiem. Lisa odwróciła głowę i uśmiechnęła się do niego, po czym znowu zajęła się pouczaniem Gus’a, który w końcu krzyknął:
- Kobieto, zejdź ze mnie wreszcie!
Jego głos był zniecierpliwiony i poirytowany. Dziewczyna cofnęła się zaskoczona. Azan pomyślał, że to dla niej nowość, ponieważ Gus nie wyglądał na kogoś kto potrafi tak krzyknąć ani jak człowiek, który łatwo się denerwuje. Jednak teraz wydawał się bardzo zmęczony i rozdygotany. Był blady, miał podkrążone, zaczerwienione oczy i potargane włosy, a na jego czole pojawiły się lśniące krople potu. Lisa, mimo złości, zarumieniła się ze wstydu i spytała zaniepokojonym głosem:
- Gus, dobrze się czujesz?
Przez chwilę wydawało się, że chłopak znowu wybuchnie albo zemdleje, lecz on pokręcił głową i położył się na oparciu krzesła.
- Nie. Czuję się okropnie. Mam ochotę iść spać i się nie budzić - powiedział cichym, zachrypniętym głosem. Lisa delikatnie zgarnęła mu włosy ze spoconego czoła, a on zamknął oczy i odetchnął głęboko. Azan stał przy drzwiach, patrząc na to w milczeniu. Przy wejściu głównym pojawiła się Viole, a za nią Wraith, Deuce oraz Arece. Cała czwórka oceniła szybko sytuację, po czym zatrzymała wzrok na bladym, niebieskowłosym chłopaku. Blondyn podszedł do niego i położył mu dłoń na czole jak troskliwy ojciec lub starszy brat.
- Jesteś rozpalony - stwierdził spokojnym głosem. - Idź do łóżka i odpocznij.
- Ależ, mistrzu, ja nie mogę… mam pracę… - zaczął protestować Gus, otwierając oczy. Lider pokręcił głową i podniósł go za ramię.
- Nie kłóć się ze mną! Idziesz spać! - rozkazał prawie krzykiem Wraith. Viole chwyciła go za ramię, kręcąc głową i wtrąciła spokojnie:
- Idź, Gus. Ja cię zastąpię.
Lisa uśmiechnęła się prosząco do Sepulchera, który westchnął głośno i skinął zrezygnowany. Trzymając się za głowę i zataczając się lekko, poszedł do pokoju obok. Viole pchnęła Azana oraz bliźniaków w stronę korytarza, prowadzącego do sali Masona. Kiedy trójka chłopców zniknęła za drzwiami, dziewczyna podeszła do blondyna, stanęła na palcach i delikatnie musnęła jego usta wargami.
Chłopak zamknął oczy pod maską i uśmiechnął się. Viole chciała się odsunąć, jednak Wraith objął ją w pasie i nie pozwolił jej odejść. Spojrzała na niego z wyrzutem, ale jego świdrujący wzrok natychmiast ją rozproszył. Zaplotła palce na jego karku i mocno wpiła się mu się w wargi. Odwzajemnił tę czułość. Stali tak przez chwilę, dopóki stojąca obok Lisa nie zakasłała. Natychmiast od siebie odskoczyli i zaczęli zachowywać się jak gdyby nigdy nic. Blondyn szybko wyszedł z kryjówki, zaś dziewczyny zabrały się za przerwaną pracę. Viole cały czas zagryzała wargę w obawie, że Lisa zacznie zadawać pytania, jednak niebieskowłosa milczała. Czuła, że jej przyjaciółka nie chce rozmawiać ani o Wraithcie, ani o niczym innym.
Subskrybuj:
Posty (Atom)