24.02.2014

Rozdział XI: Kilka słów o Lesie i jego mieszkańcach

Cześć, misie-pysie ;)
Oto dla Was kolejny rozdział o Ruchu Oporu.
Znajdzie się w nim krótkie wyjaśnienie, czym jest Las i jakie stworzenia można w nim spotkać.
Zapraszam do czytania i pamiętajcie o komentowaniu ;)

------------------------------------------------------------------

       Kiedy Arece, Azan i Deuce weszli do sali Masona, panowała tam niezwykle radosna atmosfera. Donovan rzucał w powietrze papierowe samoloty, Alice dalej rysowała, śmiejąc się pod nosem, zaś Shine i Mason “bawili się” kartami, co tutaj oznacza, że chłopak robił sztuczki magiczne, a dziewczyna wciąż prosiła go o więcej. Gdy Mason wykonał trik z kartami wypadającymi mu z ust po sali rozeszła się salwa śmiechu. Wtedy dopiero zebrani zwrócili uwagę na przybycie przyjaciół. Na ustach Masona i Donovana pojawiły się bardzo podobne uśmiechy.
 - Wreszcie przyszli - ucieszył się brunet, siadając przy stoliku z nogami opartymi na blacie. Bliźniacy zaczerwienili się lekko i usiedli obok Shine. Azan zajął miejsce przy Donnie’m i wpatrzył się w Masona, który odchylił głowę, zamykając oczy.
 - Na początek krótkie uogólniające zdanie: Las ma swoje granice od jądra Ziemi aż do Mgławicy Smoka.
    Mason przerwał na chwilę, powstrzymując śmiech na widok min towarzyszy, którzy nie bardzo mogli uwierzyć w ogrom krainy. Oczy Alice stały się jeszcze większe niż zazwyczaj, a Donnie z wrażenia prawie spadł z krzesła. Azan zakasłał cicho i zamrugał powiekami.
 - Las jest aż tak olbrzymi? - zapytał z niedowierzaniem. Mason pokiwał głową, a Arece się wtrącił:
 - Wraith wspominał coś o tym, że Las jest ponad dwukrotnie większy od Ziemi.
 - No i właśnie się dowiedzieliście jaki jest wielki - roześmiał się Mason, pstrykając zastygłą Shine w ucho. Brunetka potrząsnęła głową i popatrzyła na niego z wyrzutem. Chłopak ponownie zamknął oczy, po czym odchylił się na dwóch nogach krzesła do tyłu. Deuce poprosił go, by kontynuował opowieść, więc Mason postanowił zacząć od szybkiego streszczenia historii powstania Lasu.
 - Kiedyś nie było nic prócz ciemności i… - zaczął, jednak Deuce mu przerwał.
 - A nie chaosu? - spytał zdziwiony. Mason posłał mu zaskoczone spojrzenie.
 - Nie chaosu tylko ciemności i ognia… - chciał kontynuować, ale Deuce wciąż nie odpuszczał.
 - Przecież skoro Las to część Ziemi to musi być chaos - upierał się zielonowłosy. - We wszystkich ziemskich podaniach o stworzeniu świata mówi się: “Na początku nie było nic prócz chaosu”.
 - Ziemia to część Lasu, a nie na odwrót, łomie! - wciął się Arece, jednak jego bliźniak dalej chciał się kłócić. Mason nie wytrzymał i zerwał się na nogi, a krzesło upadło z łomotem na podłogę.
 - Zamknij się wreszcie, miętówko! I przestań mi przerywać. Słuchaj, jestem bardzo cierpliwy, ale tak upartego szczeniaka jeszcze nie spotkałem - krzyknął brunet, uderzając dłońmi o brat i nachylając się do twarzy chłopaka. Po sali rozszedł się huk, od którego Alice i Donnie musieli zatkać uszy. Deuce uciszył się natychmiast i obiecał nie przeszkadzać, chociaż bardzo nurtowało go pytanie, dlaczego Mason nazwał go miętówką.
 - Dziękuję - mruknął brunet, podniósł krzesło i usiadł. Zachowanie Deuce’a nie zdenerwowało go, ale nie mógł odmówić sobie porządnego uciszenia go i przy okazji pokazania, że nie warto go drażnić. - Jak już mówiłem; kiedyś nie było nic prócz ciemności i ognia, które były jedynymi dwoma Rdzeniami. Istniał wtedy również Strażnik Rdzenia, który pilnował Kul Rdzeni i ich mocy. Jednak pewnego dnia upuścił Kule; z ciemności i ognia powstały woda, ziemia, powietrze i światło, a potem gwiazdy, planety i cały wszechświat.
 - Coś dużo razy powtórzyłeś słowo “rdzeń” - wypalił Deuce z ironicznym uśmiechem. Nie potrafił się powstrzymać od komentarza. Arece, Donnie i Alice osunęli się pod stolik w obawie przed kolejnym wybuchem Masona, który tym razem spojrzał chłodno na zielonowłosego i wyciągnął zza cholewki buta nóż. Wszyscy gwałtownie pobledli, a Deuce’a przeszły dreszcze, gdy brunet pochylił się do niego i wycedził przez zaciśnięte zęby:
 - Odezwij się jeszcze raz, to wbiję ci to w rdzeń kręgowy - zagroził, po czym uśmiechnął się szeroko i do jego oczu powróciły radosne ogniki. Deuce pokornie pokiwał głową, patrząc na swoje odbicie w lśniącym ostrzu. Przełknął głośno ślinę, naprawdę przestraszony tonem Masona. Chłopak był niebezpieczny i upiorny.
 - Więc w bardzo krótkim streszczeniu poznaliście historię Rdzeni i powstania Lasu, a teraz poznacie trochę stworzenia zamieszkujące dolne prowincje naszej krainy. Ale zanim przedstawię wam rdzennych mieszkańców Lasu powiem tak: podziemie tego świata, gdzie aktualnie się znajdujemy, to kraj jak każdy inny tylko trochę bardziej magiczny. Mamy tutaj błękitne niebo za dnia, a gwiaździste lub pochmurne w nocy; może tu padać deszcz, śnieg albo grad; na północy są potężne, piękne i niebezpieczne góry, a na południu morze. Pustynie są na zachodzie, dżungle na wschodzie. Jest tu również mnóstwo barwnych kwiatów, lazurowych wodospadów, bystrych strumieni i rwących potoków. Niezliczone ilości dzikich zwierząt, ale również i tych oswojonych. Niektóre potrafią mówić, chociaż to bardzo rzadkie przypadki. Wracając do innych stworzeń; w Lesie mieszkają zarówno dobre, które pomagają nam czasami w Ruchu Oporu, jak i złe, będące po stronie lorda protektora, próbujące nas pozabijać. Ale te i tak rzadko z nami walczą.
 - A ciebie kiedyś coś napadło? - zapytała Shine, podpierając się na łokciach. Mason spojrzał na nią z uśmiechem, co Deuce skomentował bardzo cichym prychnięciem.
 - Żeby to był raz - zaśmiał się brunet radośnie. - W nocy mieliście okazję zobaczyć jak wpadam w kłopoty. W całej drużynie poza Shade’em najczęściej ładuję się w tarapaty. W sumie jestem ulubioną ofiarą brzytwostworów - potworów bardziej upierdliwych niż Deuce, najbardziej wkurzających we wszechświecie. Małe, biało-błękitne, cholernie szybkie z twarzą jak hybryda psa i świni, i ostrymi jak brzytwy ostrzami zamiast rąk. Nie sięgają nawet do kolan, więc tną po kostkach, a potem wbijają się w całe ciało ze śmiertelnym skutkiem. Kiedyś zaatakowały mnie we śnie i gdyby nie Gus, nie byłoby mnie tutaj. Pocięły mi ręce, ale nie lubię pokazywać blizn, więc nawet nie proście - uprzedził pytanie Alice, która już otwierała usta. - Innymi wkurzającymi i groźnymi potworami są upiory - biało-różowe świnie na dwóch nogach z siekierkami w łapach. Mało inteligentne stworzenia, ale bezlitosne i silne. Największy zamęt sieją minotaury, których ostre, zagięte miecze są śmiertelną bronią. Wielkie czarne lub szare krowy, niezwykle silne i okrutne. Są również sprytne, nie łatwo je oszukać. Dużo kłopotów mamy też z wilkołakami. Ale takimi prawdziwymi, a nie tymi, o których na powierzchni Ziemi krążą legendy. Oczywiście takie również tutaj żyją, ale o wiele trudniej je znaleźć.
 - Co to znaczy “prawdziwy wilkołak”? - zapytał Azan, a Donnie z uśmiechem mruknął mu do ucha:
 - To znaczy “nie sztuczny”.
 - Nieprawda! - wtrącił się Arece, czując, że w pewien sposób ten żart uraził Masona. - “Prawdziwy” oznacza “nieulegający transformacji”.
 - Dziękuję, Arece - uśmiechnął się szeroko Mason, przy czym uniósł wysoko brwi i przyjrzał się białowłosemu uważniej. - A tak nawiasem mówiąc: skąd to wiesz?
 - Eee… - zamyślił się chłopak. Nie wiedział jak odpowiedzieć na to pytanie, po prostu czuł co oznacza słowo “prawdziwy”, gdy odnosi się do wilkołaka. Na szczęście nie musiał udzielać odpowiedzi, bo Mason wzruszył ramionami.
 - No, oczywiście. Jesteś Arkadianinem, masz tę wiedzę zakodowaną w podświadomości. Nieważne… więc jak już wyjaśniono, prawdziwy wilkołak nie ulega transformacjom. Przez cały czas jest śnieżnobiałym, człekokształtnym wilkiem, którego wycie ma promień około trzech mil. Na jednym wdechu potrafi ogłuszyć, a nawet poważnie zranić, armię liczącą dwa tysiące jednostek. Są bardzo niebezpieczne.
 - O cholera… - jęknął Donnie, przełykając ślinę. Do tej pory przedstawione potwory nie robiły na nim wielkiego wrażenia, jednak wilkołaków się przestraszył. - A co z tymi, o których mówi się na powierzchni?
 - Wilkołakami? Normalni ludzie, którzy w czasie pełni zmieniają się w rządne krwi bestie. Nie potrafią się wtedy opanować i zabijają wszystko co stanie im na drodze. Ich jedyną słabością są przedmioty ze srebra, ale tylko tego najszczerszego. Podobno są sposoby, żeby zdjąć klątwę wilkołactwa, ale nikt jeszcze żadnego nie odkrył… ech… - westchnął ciężko Mason i zamyślił się.
       Przyjaciele siedzieli w milczeniu, patrząc na niego, ale się nie odzywali. Shine wyczuła, że chłopaka ogarnął smutek i żal, kiedy mówił o wilkołakach, które można odmienić. Pomyślała wtedy, że może ma wśród przyjaciół wilkołaka i bardzo chciałby mu pomóc, ale nie wie jak. Zanim zdążyła powiedzieć o tym Azanowi, Mason uśmiechnął się i kontynuował opowieść.
 - W górach żyją trolle, ogry i ghule… wszystkie są bardzo niebezpieczne. Ogry są wielkie i silne, mają na sobie pancerze ze smoczych skór. W walce wykorzystują jedynie swoją siłę, a nie intelekt, którego swoją drogą im nie brakuje. To plus dla nas, łatwo można je wykiwać. Trolle - duże, niebieskie w fioletowe plamy, śmierdzą, więc na kilometr je wyczujecie. Są nieco mniejsze od ogrów, ale też potężne. Unikać jak ognia. Walczą maczugami wyposażonymi w metalowe ćwieki; jak cię taki jeden draśnie, zginiesz w ciągu kilku sekund. Ghule są chude i kruche, ale bardzo przebiegłe. Ich dzidy i włócznie potrafią przebić pancerz ogra, a co dopiero waszą skórę, więc uważajcie albo zawsze trzymajcie się blisko Wraitha, on jest mistrzem w zabijaniu ghuli. Co dalej…? A tak, nad morzem spotkacie rusałki, najady, syreny, trytony i wszystkie morskie potwory. Nie będzie z nimi problemu jeśli tylko będziecie omijać wodę szerokim łukiem. Właściwie nie ma co o nich mówić: okrutne, bezlitosne, brzydkie jak nie wiem co, ale głosy mają piękne.
 - Dałeś się kiedyś oszukać takiej syrenie? - spytała rozbawiona Alice, a Mason przytaknął ze śmiechem.
 - Tak: raz pojechałem z Shade’em nad morze i chcieliśmy popłynąć na jedną wyspę. Pojawiły się syreny, no i małe bagno - wybuchł śmiechem brunet. Azan uniósł brwi i spytał:
 - Jak się uratowaliście?
 - Lisa nas ocaliła. Gus wiedział, że to niebezpieczne i ją za nami wysłał. W sumie nie wiem czy zrobił to, bo się o nas martwił, czy dlatego, że Wraith mu kazał, czy też dlatego, że po prostu chciał od niej odpocząć.
 - A jakie potwory żyją na pustyniach? - zapytał Deuce. Przez chwilę niepokoił się, że Mason znowu na niego nawrzeszczy, lecz chłopak uśmiechnął się.
 - Na pustyni zaczyna się Arkadia i ciągnie się dalej na zachód. Tam jest wszystko. Ghule, ogry, minotaury, syreny… co tylko sobie wymyślisz. I to dosłownie - tam każdy obraz z twojej wyobraźni może stać się prawdą. Właściwie pustynia jest tylko granicą, między Arkadią a Lasem. W dżungli mieszkają rusałki, lwy górskie, wilkołaki prawdziwe i zmiennokształtne. To chyba tyle jeśli chodzi o potwory. Jakieś życzenia co do dalszych opowieści?
 - Opowiedz o lordzie protektorze - poprosiła Alice. - Jak to się stało, że zaczął tu panować i dlaczego się przeciwko niemu buntujecie?
 - Dwadzieścia lat temu żył jeszcze ostatni król z rodu Arkadian. Miał on piękną żonę i ślicznego synka, a kobieta była w ciąży z kolejnym następcą tronu. Mężczyzna bardzo dobrym władcą i panował już dość długo. W dniu pierwszych urodzin księcia, chłopiec zaginął a król został zamordowany. Nasz Ruch Oporu podejrzewa, że stoi za tym ówczesny kanclerz, a teraźniejszy lord protektor, Aberforth Besson. Kilka dni później z pałacu uciekła brzemienna królowa. Ludzie mówili, że udała się na powierzchnię i tam urodziła, a potem zmarła zostawiając dziecko w sierocińcu. Jedynym z Ruchu Oporu, który był na powierzchni jest Shade. Nie chciał nam opowiadać jak tam jest, ale kiedy szukał dziedzica podobno przeżył straszne chwile.
 - Co się dziwić? Wtedy na powierzchni panował komunizm - powiedział Donnie, ale Azan pokręcił głową.
 - Kiedy u nas był komunizm, Shade’a nawet w planach nie było.
 - To prawda… Prive udał się tam dwa lata temu - oświadczył Mason. Alice spytała czy już wtedy był w Ruchu, ale brunet zaprzeczył i oświadczył, że Shade prowadził wtedy dochodzenie na własną rękę.
 - Właśnie dlatego Wraithowi na nim zależało. Był odważny, bezwzględny i okrutny. Zmienił się trochę, ale zachował swoje główne cechy i wciąż zaryzykuje wszystko, żeby dotrzeć do celu. Ale to nie o nim teraz mowa: lord protektor bardzo “zmartwił się” zaginięciem księcia i królowej oraz śmiercią króla. Przyjął władzę, powierzoną mu przez urzędników i sprawował ją przez piętnaście lat. Wtedy pojawił się Wraith i stworzył Ruch Oporu. Od pięciu lat buntujemy się i opracowujemy plany ataku. Nie wszyscy się z tym zgadzamy, ale kiedy Wraith coś ustala lepiej się tego trzymać.
 - Przecież to bez sensu - stwierdziła oburzona Shine. - Moim zdaniem Ruch Oporu powinien atakować zawsze, a nie uciekać i kryć się po lesie.
 - Wiem o tym - zgodził się spokojnie Mason i uniósł kąciki ust. - Lisa, Viole oraz Jesse też tak myślą, ale Wraith, Shade i Gus kategorycznie zabraniają nam robić cokolwiek bez ich wiedzy. Nasz kochany lider mówił, że poczeka na sześciu wojowników z przepowiedni. A ponieważ przybyliście może wreszcie cała sprawa ruszy z miejsca.
       Na wyrażenie tej nadziei Mason czekał już od dwóch lat, odkąd wstąpił do organizacji Wraitha. Teraz gdy wypowiedział te słowa naprawdę zaczął w nie wierzyć. Uśmiechnął się szeroko i spojrzał na Azana, który wstał i odetchnął.
 - Damy radę - oświadczył pewnym tonem, po czym zamyślił się na chwilę i dodał: - Ale najpierw musimy znaleźć główne Rdzenie Żywiołów. To da nam przewagę nad protektorem.
 - Racja - przyznał Deuce, również wstając od stołu. W jego oczach rozbłysły iskierki radości. - Macie tutaj może jakieś mapy czy namiary dużych źródeł energii? - zwrócił się do Masona, który zamknął oczy i westchnął cicho.
 - Wydaje mi się, że tak… Lisa i Gus niedawno wykryli anomalie w pewnych częściach Lasu. Jeśli Rdzenie są tak potężne jak wszyscy mówią, to mogą być one. Chodźcie, zobaczymy jak im idzie robota.
 - Mason, czy pracuje dla was jakiś lekarz, medyk czy ktoś w tym stylu? - spytał nagle Azan, któremu przed oczami stanął obraz osłabionego Gus’a. Na to pytanie chłopak niestety pokręcił głową i oświadczył, że do Ruchu należała kiedyś dziewczyna o imieniu Ewen, która miała wiedzę i umiejętności medyczne. Alice bardzo zaciekawiła się wzmianką o lekarce, lecz gdy chciała dowiedzieć się czegoś więcej Arece i Deuce jednocześnie nadepnęli jej na nogę i pokręcili głowami. Ruda nie bardzo wiedziała dlaczego zabraniają się odzywać na ten temat, ale zrozumiała to kiedy ponownie popatrzyła na Masona. Brunet pobladł i posmutniał, z jego oczu zniknęły płomienie radości, a ręce zacisnął w pięści. Donnie obiecał Alice, że kiedyś dowie się, o co chodzi i jej to przekaże. Uśmiechnęła się do niego i podziękowała, podczas gdy Mason przeprowadził ich z powrotem do sali z komputerami. Lisa i Viole podniosły głowy, by na nich popatrzeć. Azan uśmiechnął się do niebieskowłosej, która odwzajemniła to i wróciła do pracy. Siostra Jesse’ego szepnęła jej coś do ucha i zniknęła za drzwiami prowadzącymi do sypialni Gus’a. Usłyszeli cichą rozmowę, jednak nie byli w stanie rozróżnić poszczególnych słów. Donnie zaczął uważniej nasłuchiwać, lecz Mason spojrzał na niego karcąco i zwrócił się do Lisy z pytaniem, czy mogłaby powiedzieć im o anomaliach. Dziewczyna pokiwała głową, zamknęła kilka programów, otworzyła interaktywną mapę 3D i poprosiła ich, by podeszli bliżej.
 - Spójrzcie, jest tu sześć ognisk okręgów - wskazała kursorem myszki na odpowiednie miejsca. - Trzy są w górach, dwa w dżungli i jedno nad morzem. Mogłabym nanieść nowe dane i spróbować ustalić co je wywołuje, ale zajęłoby mi to pewnie ze trzy dni.
 - To za dużo - mruknął Arece do brata. Nachylił się nad ramieniem Lisy i wpisał coś do dokumentu. Ekran zgasł na chwilę, a gdy ponownie się rozjaśnił widać było tylko biel. Niebieskowłosa zmrużyła oczy z wyrzutem i skrzyżowała ramiona na piersi.
 - I co teraz? - spytała sarkastycznie, lecz Deuce uśmiechnął się i zapytał czy ma może podłączoną do komputera kamerę internetową. Lisa skinęła głową, a Arece poprosił ją by uruchomiła sprzęt. Dziewczyna wykonała polecenie: przez sekundę nic się nie działo, a po chwili w pokoju wyświetlił się trójwymiarowy obraz mapy Lasu. Bliźniacy uśmiechnęli się dumnie do Lisy, która z uznaniem pokiwała głową i ich pochwaliła.
 - Teraz o wiele łatwiej będzie zlokalizować epicentra ognisk okręgów i ustalić co wywołuje anomalie - stwierdziła z zadowoleniem. Mason poinformował ją, że już wiedzą, co jest źródłem, tylko nie wiedzą kto gdzie ma iść. Na to pytanie niebieskowłosa szybko znalazła odpowiedź, ale nie w komputerze tylko w grubej książce pod blatem.
 - “Rdzenie Żywiołów zawsze ujawniają się w tych samych miejscach. Uczeni ustalili, gdzie należy ich szukać, lecz nikomu nigdy nie udało się dotrzeć do celu.” - przeczytała na głos, odganiając ciekawskiego Donovana, który przechylał się jej przez ramię. - “Rdzeń Ognia pojawia się zazwyczaj w okolicach głębszych wód Morza Południowego. W dżunglach zarejestrowano szybkie zmiany oświetlenia, co sugeruje pojawianie się tam Rdzeni Światła i Ciemności, zaś w górach można odnaleźć Rdzenie Ziemi, Powietrza i Wody.” No, to chyba już wiemy gdzie musicie jechać. I wygląda na to, że trzeba będzie was rozdzielić.
 - Ale nie możemy ich zostawić samych, a Ruch Oporu nie ma sześciu członków, którzy mogą im towarzyszyć - powiedział Mason z ponurym uśmiechem.
 - Jak to nie? Gus nie może iść, bo jest bardzo osłabiony, więc zostaje nas szóstka do podróży z szóstką wojowników - oświadczyła Lisa, unosząc z politowaniem brwi. Jednak Mason zignorował jej minę i dopowiedział, że Wraith nie zostawi Sepulchera samego bez pomocy. Niebieskowłosa zarumieniła się, przyznając mu rację, po czym stwierdziła, że ktoś będzie musiał pojechać z dwójką jeśli lider Ruchu Oporu nie pojedzie. W tym momencie Viole wyszła z pokoju Gus’a i podniosła rękę, zgłaszając się na ochotnika.
 - Zabiorę Deuce’a i Arece’a do dżungli - oświadczyła. - Lisa, ty weźmiesz Donnie’ego nad morze, a Mason pojedzie z Shine, Azanem i Alice w góry, gdzie spotka się z Shade’em i Jesse’m.
       Lisa przytaknęła na ten plan i uśmiechnęła się szeroko do Donovana, który odpowiedział jej tym samym, poprawiając plecak na ramieniu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz